Nr 5

Autor jako aplikacja

„To oczywiste, że prawo autorskie musi nadążać za zmianami technologicznymi umożliwiającymi zapoznawanie się z kulturą. Zarazem musi skutecznie chronić twórców i zapewniać im ekonomiczną i prawną gwarancję rozwoju oraz bezpieczne warunki dla tworzenia”.

Powołam się na badanie „Creating Growth: Measuring Cultural and Creative Markets in the EU” przeprowadzone na zlecenie GESAC (Europejskiego Zrzeszenia Stowarzyszeń Autorów i Kompozytorów), którego członkiem jest Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Sektor kultury i sektor przemysłów kreatywnych w gospodarce europejskiej to nie mniej niż 539,9 miliardów euro rocznego obrotu oraz zatrudnienie dla 7 milionów osób, z których 19 proc. to osoby poniżej 30. roku życia. Branże kreatywne pod względem zatrudnienia wyprzedzają produkcję żywności (wraz z napojami), metalurgię, przemysł chemiczny i przemysł samochodowy, nie wspominając o budownictwie piramid przez rządy zgnębione duchowo deficytem prestiżu.

Badaniami objęto pola aktywności gospodarczej związane z książkami, prasą, muzyką, sztukami widowiskowymi, telewizją, filmem, radiem, grami wideo, sztukami wizualnymi, architekturą i reklamą – zadając pytanie o pozycję tych dziedzin w gospodarce cyfrowej. Otóż 70 proc. czasu spędzanego przy tablecie wykorzystuje się na konsumpcję dóbr kultury, muzyki, książek, e-booków, filmów, prasy, gier online; dodajmy do tego drukowanie przestrzenne w architekturze i wzornictwie. Dane, na które się powołuję, pochodzą z 2014 roku, ale gdy śledzę ruch na rynku polskim, a więc rynku średniej wielkości, notuję przyrosty około 2–3 proc. rok do roku. Gdzie w tej pęczniejącej przestrzeni znajduje się autor, kompozytor, pisarz, scenarzysta, artysta plastyk, fotografik?

W dniu ogłoszenia wyników badania Jean-Noël Tronc, dyrektor generalny SACEM (francuski odpowiednik ZAiKS-u) zwrócił uwagę, że podczas gdy twórczość jest jednym z głównych źródeł zasilających gospodarkę cyfrową, a dorobek twórczy jest motorem wzrostu gospodarczego, to zarobki i prawa twórców są zagrożone przez internetowych pośredników, którzy zagarniają większą część zysków, nie dzieląc się z autorami w sprawiedliwy sposób. Innymi słowy zachodzi tu wyrazista i rosnąca nierównowaga pomiędzy kapitałem ekonomicznym z jednej strony a kapitałem kulturalnym i społecznym z drugiej.

To oczywiste, że prawo autorskie musi nadążać za zmianami technologicznymi umożliwiającymi zapoznawanie się z kulturą. Zarazem musi skutecznie chronić twórców i zapewniać im ekonomiczną i prawną gwarancję rozwoju oraz bezpieczne warunki dla tworzenia. Stąd przyjęta przez UE wiosną 2019 roku dyrektywa o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym, która stwarza państwom członkowskim sposobność do uregulowania kwestii licencjonowania twórczości udostępnianej na platformach takich jak YouTube, czeka na implementację w Polsce. Stąd też instytucja rekompensaty dla twórców za kopiowanie utworów na użytek prywatny: producenci i importerzy urządzeń oraz czystych nośników służących do utrwalania utworów w zakresie własnego użytku osobistego są obowiązani do uiszczania organizacjom zbiorowego zarządzania działającym na rzecz twórców, artystów, wykonawców, producentów fonogramów i wideogramów oraz wydawców opłaty w wysokości nieprzekraczającej 3 proc. kwoty należnej z tytułu sprzedaży tych urządzeń i nośników.

W związku z tym minister kultury i dziedzictwa narodowego, świadom postępu technologicznego, winien określać drogą rozporządzenia m.in. listę urządzeń i czystych nośników. Ustawa z 2004 roku wymienia: „magnetofony, magnetowidy i inne podobne urządzenia”. W ciągu kilkunastu lat żaden z polskich ministrów kultury nie wydał stosownego rozporządzenia odzwierciedlającego zmiany na rynku, tak jakby nie wiedział o istnieniu smartfonów i tabletów, tak jakby nie interesowało go prawo do godziwej rekompensaty dla twórców i wykonawców za wykorzystywanie ich utworów na gigantyczną skalę. Dlaczego tak się dzieje? To rezultat presji wywieranej na kolejne rządy przez organizacje producentów i importerów sprzętu elektronicznego reprezentujących firmy, z których praktycznie żadna nie jest firmą europejską. Straszą one konsumentów i rząd zwyżką cen swoich produktów, gdy tymczasem zebrane przez środowiska twórcze dane wskazują, że ceny smartfonów czy tabletów w krajach, w których jest na nie nałożona opłata od czystych nośników, nie są wyższe od tych w krajach, które taką opłatą ich nie objęły.

Czasami ze smutkiem myślę, że Polska stała się dla wielkich firm, o których mowa, polem eksperymentów sprawdzających, na ile da się nagiąć prawo, przekroczyć jego granice, wyszydzić. Wdzięczna Polska rewanżuje się zwolnieniami takich firm z miliardowych podatków.

Jak państwo wiedzą, tytuł mego tekstu brzmi: Autor jako aplikacja. Wyjaśniam, że nie chodziło mi o nową aplikację cyfrową, lecz o aplikacje krawieckie, takie jak plastikowe broszki, cekiny i dżety. Niekiedy ładne, ale przecież w zasadzie niekonieczne. Spośród aplikacji krawieckich konieczne są tylko guziki. Gdy guzik się oberwie – opadają spodnie.

Michał Komar – pisarz, scenarzysta filmowy i telewizyjny, prof. Collegium Civitas, wiceprzewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Autorów ZAiKS.