Nr 2

Dochód, czyli bezpieczeństwo

„Czy się stoi, czy się leży, 2 tysiące się należy” – kpiono na temat jakości pracy w PRL, uzasadniając tym porażkę ekonomiczną całego systemu. Jednak dziś podobne kroki rozważane są na poważnie. W Finlandii już je testują – dostajesz pieniądze niezależnie od tego, czy pracujesz, czy nie.

Tegoroczna konferencja w Davos była nietypowa pod wieloma względami. Od czasu krachu z 2008 r. nie słyszano tylu dyskusji burzących dotychczasowy porządek ekonomiczny.

Jedną z największych widowni zebrał wykład o dochodzie gwarantowanym w wykonaniu Guya Standinga, propagatora terminu „prekariat”, określającego nową grupę społeczną: ludzi bez stałej pracy, bez szans na stabilne i przewidywalne dochody. Nic dziwnego, że twórca określenia i teorii opisujących sytuację społeczno­‑ekonomiczną pokolenia tzw. millenialsów zajmuje się również kwestią zmniejszania nierówności ekonomicznych i popularyzuje m.in. ideę dochodu gwarantowanego.

Pojęcie dochodu gwarantowanego w wersji najogólniejszej zakłada, że każdy obywatel, niezależnie od swojej sytuacji materialnej, wieku, wykształcenia i innego rodzaju statusów i miar, otrzymuje od państwa jednakową, określoną na poziomie ustawowym kwotę – pensję gwarantującą mu życie na minimalnym poziomie. Coraz głośniej mówią o tym ekonomiści, czego dowodem choćby wspomniane wystąpienie Standinga.

Trzeba zaznaczyć, że pomysł nie jest nowy (liczy sobie już ponad pół wieku). Wciąż nie ma jednak zgody, jakie przepisy byłyby potrzebne do jego wdrożenia. Nie wiadomo więc, o jakiej minimalnej jakości życia mówimy, jak traktować dzieci, emerytów, skąd wziąć na to środki albo wreszcie – po co wprowadzać takie rozwiązanie. Wskazówką, jak skomplikowane są teorie prowadzące do idei dochodu gwarantowanego, niech będzie fakt, że wśród jej zwolenników są nie tylko lewicujący intelektualiści czy działacze partii socjalistycznych, ale był także człowiek z przeciwnej strony barykady: neoliberał Milton Friedman. Coraz liczniejsza grupa ekonomistów i intelektualistów widzi w propozycji wprowadzenia dochodu gwarantowanego jedno z rozwiązań problemów związanych ze zmianami we współczesnej gospodarce: robotyzacją, koniecznością dalszego uelastyczniania warunków pracy, mobilnością, wydłużaniem czasu pracy itp.

Dochód gwarantowany – zdaniem Standinga i innych zwolenników idei – ma być metodą, która pozwoli zapobiec skrajnej biedzie i podniesie stopę życiową mniej zamożnych klas społecznych, a dzięki temu ustrzeże nas przed rewolucjami lub buntami społecznymi, do jakich może doprowadzić rosnąca świadomość szokujących nierówności ekonomicznych.

Jak wielkie to nierówności, systematycznie pokazuje w swoich raportach brytyjska organizacja Oxfam. W terminie zbliżonym do szczytu w Davos opublikowała kolejny dokument, wskazujący, że 8 najbogatszych mężczyzn na świecie dysponuje majątkiem równym majątkowi biedniejszej połowy ludzkości. Raport był wprawdzie krytykowany za niewłaściwe metody badania, ale nikt nie jest w stanie podważyć najważniejszego, co z niego wynika: najbogatsi zarabiają dziesiątki lub setki razy więcej niż biedniejsi. Społeczeństwa wielu krajów widzą te ogromne rozbieżności i coraz silniej skłaniają się ku populistycznym politykom. Stąd notowania Donalda Trumpa, Marine Le Pen, Pawła Kukiza, Waltera Hofera.

Innym argumentem na rzecz dochodu gwarantowanego jest po prostu rysująca się coraz wyraźniej wizja świata z gigantycznym niedoborem miejsc pracy – wizja, która może się ziścić jeszcze za życia dzisiejszych 50­‑latków. General Motors, wielki koncern przemysłowy i motoryzacyjny zatrudniający dziesiątki tysięcy osób, już teraz jest niżej wyceniany na giełdach niż Facebook (który zatrudniał ok. 15 tys. osób) czy Uber (6,7 tys. osób). Co więcej, zmiany w postrzeganiu przestrzeni miejskiej – a w miastach w 2030 r. ma mieszkać 70 proc. ludzkości – prowadzą do spadku zainteresowania nowymi samochodami. Zaś te, które będą produkowane, coraz częściej będą powstawały wyłącznie dzięki pracy maszyn. Jak wskazuje raport z Oxford Martin School, w ciągu najbliższych kilkunastu lat robotyzacja i cyfryzacja mogą doprowadzić do zlikwidowania nawet połowy obecnych miejsc pracy. Samoprowadzące się auta lub sklepy zupełnie samoobsługowe już funkcjonują i mogą szybko zdominować rynki. Co z taksówkarzami i pracownikami marketów? Co z pracownikami fabryk, które będą produkowały mniej samochodów?

Dochód gwarantowany ma nie tylko zapewnić tym ludziom spokój i komfort planowania przyszłości, ale też wyciągnąć ich z pułapki trwałego ubóstwa. Obecny system zasiłków społecznych (niezależnie od kraju) bardzo często zniechęca do podejmowania pracy, bo ta może pozbawić zasiłku (jedną z nielicznych metod pozwalających tego uniknąć był polski system „złotówka za złotówkę” Władysława Kosiniaka­‑Kamysza zlikwidowany przez obecny rząd i zastąpiony programem 500+). Dlatego właśnie dochód gwarantowany byłby niezależny od wszystkich współczynników. Dzięki temu osoby o niskich dochodach nie byłyby zmuszone do podejmowania pracy na najniższych szczeblach i najgorzej płatnych stanowiskach, co z kolei mogłoby zmienić strukturę płac i zmniejszyć nierówności zarobkowe.

Wiele argumentów ma charakter ideologiczny lub wywodzi się z przekonań moralnych. Można usłyszeć zatem, że taki program byłby po prostu za drogi lub że zniechęciłby ludzi do pracy. Część krytyków przekonuje także, że całkowita równość nie oznacza w tym wypadku sprawiedliwości. Bo czy sprawiedliwe jest, by człowiek zamożny dostawał od państwa taki sam dochód gwarantowany jak osoba potrzebująca i biedna?

Z tymi wątpliwościami radzą sobie Skandynawowie. Fundamenty myślenia o państwie zbiegają się tam z dbaniem o dobro wspólne. Nikogo nie dziwi, że wszyscy płacący podatki mają taki sam dostęp do służby zdrowia, dróg i innych efektów funkcjonowania państwa. Nikogo nie zaskakuje, że niezależnie od poziomu zamożności obywatelom przysługują takie same zasiłki i programy. Status majątkowy ma tam jedynie wpływ na przydział mieszkania komunalnego, na wysokość emerytury, czy wreszcie – na poziom zasiłku dla bezrobotnych (przez pierwsze miesiące po utracie pracy obywatele Szwecji otrzymują zasiłek przeliczany według ich dotychczasowych dochodów).
Niezależnie od modelu polityki socjalnej przyjętego w krajach zachodnich dochód gwarantowany jest dla jego zwolenników przedłużeniem idei państwa dobrobytu. Opieka zdrowotna zasilana składkami pobieranymi w różnych wysokościach od obywateli jest wszystkim oferowana na takim samym poziomie (jaki on jest, to odrębna sprawa). Dochód gwarantowany jest więc kolejnym krokiem zapewnienia obywatelom minimum egzystencji. Nie zaskakuje zatem, że polski program 500+ jest bardzo często uznawany za prototyp dochodu gwarantowanego – ograniczony wg możliwości finansowych państwa.

Zarzuty wobec koncepcji dochodu gwarantowanego dotyczą różnych kwestii, zwłaszcza możliwości sfinansowania takiego programu. Podobne kontrowersje wzbudzały pierwsze systemy emerytalne czy system publicznej opieki zdrowotnej wprowadzane przez państwa Europy Zachodniej. Dziwić może zatem, że ideę dochodu gwarantowanego popiera nawet część gospodarczych liberałów, bo z pewnością będzie ona dużym obciążeniem.
Tymczasem dla niektórych zwolenników dochód gwarantowany ma być sposobem na ograniczenie biurokracji. Każdy z krajów Europy Zachodniej ma dziś w swej polityce społecznej kilkanaście lub kilkadziesiąt form dodatków, zasiłków, ulg itp. Do wszystkich tych programów trzeba wymyślać kryteria, muszą je także obsługiwać tysiące urzędników. Ich pracę (np.pracowników ośrodków pomocy społecznej) można by lepiej wykorzystać, gdyby zlikwidować tę mnogość dodatków socjalnych lub komunalnych na rzecz jednego dochodu gwarantowanego. Takie założenie przyświeca m.in. fińskiemu eksperymentowi z dochodem gwarantowanym. Urzędnicy z Finlandii liczą, że eksperyment pomoże im zweryfikować skuteczność niektórych form pomocy socjalnej.

Tu właśnie dochodzi do rozbieżności, bo lewicowi zwolennicy dochodu uważają, że powinien on się stać kolejnym elementem systemu – jego zaletą będzie ograniczenie wydatków na inne programy, ponieważ wielu osobom podniesie się stopa życiowa. I po raz kolejny podkreślają, że nikt nie ma wątpliwości co do rynku pracy, który z czasem będzie coraz bardziej niepewny i niestabilny. Dochód gwarantowany ma zapewniać poczucie tej stabilności, przekierowywać energię zużywaną przez bezrobotnych na poszukiwanie jakiejkolwiek pracy lub załatwianie niezliczonych formalności na uwolnienie ich pomysłów.

Większa swoboda i stabilność dla bezrobotnych to drugi element zachęcający Finów do eksperymentu. W grupie osób otrzymujących w Finlandii dochód gwarantowany (to wylosowana grupa 2 tys. ludzi) są ludzie, którzy mówią wprost: ta kwota nam wystarcza, nie chcemy szukać pracy, bo przekroczymy próg pozwalający nam pobierać zasiłek mieszkaniowy. Większa część decyduje się jednak szukać nowej pracy (nie boją się) albo zakłada lub ponownie rozkręca firmę. I znowu: kiedy prowadzi się firmę, traci się zasiłek dla bezrobotnych (to powszechna w Europie reguła), dlatego część osób wykonujących nisko dochodowe prace zamykała swoje firmy. Zasiłek dla bezrobotnych był bezpieczniejszy (w Finlandii wynosi on średnio 750 euro). Dochód gwarantowany daje bezpieczeństwo i uniezależnia od fluktuacji dochodów.

Poczucie stabilności, jakie mógłby przynieść dochód gwarantowany, okupione będzie jednak koniecznością przebudowy systemów podatkowych, emerytalnych i zdrowotnych w każdym kraju wprowadzającym to rozwiązanie. Wielu ekonomistów zwraca też uwagę, że może on doprowadzić do rozpowszechnienia się pracy na czarno lub niekontrolowanego rozrostu szarej strefy – skoro dochód gwarantowany będzie pokrywał niezbędne składki, zabraknie motywacji, by opodatkowywać resztę wpływów. A mniej składek to oczywiście negatywny wpływ na fundusze emerytalne czy rentowe.

Dlatego idea dochodu gwarantowanego w nieunikniony sposób prowadzi do emerytury obywatelskiej – przyznawanej nie za przepracowany czas, wpłacone składki, ale za sam fakt posiadania obywatelstwa danego kraju i osiągnięcie odpowiedniego wieku.

Dochód gwarantowany doprowadzi zatem do spadku wpływów do kasy państwa. Z drugiej jednak strony do tego samego będzie prowadzić postępująca robotyzacja przemysłu i cyfryzacja usług. I tak trzeba więc dyskutować o nowych formach pobierania podatków. Ekonomiści szukają dziś środków, przebudowując modele podatków pośrednich (jak VAT czy podatki zawarte np. w paliwie). Pojawiają się jednak również pomysły ozusowania pracy maszyn – chodzi o to, by zyski płynące z pracy robotów opodatkować w sposób podobny do dzisiejszego opodatkowania i oskładkowania pracy człowieka.

Dochód gwarantowany ma szansę sprawić, że będziemy żyli w świecie, w którym zapisy Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka mówiące o tym, iż każdy człowiek ma prawo do życia na poziomie zapewniającym mu zdrowie i dobrobyt, żywność, ubranie i dach nad głową, staną się rzeczywistością. Jak będzie, nikt dziś jeszcze nie jest w stanie przewidzieć. Wiadomo natomiast, że na pewno ubędzie miejsc pracy w istniejących sektorach, zmniejszy się także stabilność zatrudnienia, będziemy musieli się przekwalifikowywać, a także – że społeczeństwa zachodnie się starzeją. Nie ma też dobrej odpowiedzi na pytanie, co zrobić z coraz większą falą migracji, a jeśli ją przyjąć, to jak nie zaburzyć ugruntowanej struktury państw dobrobytu.

Bartosz Piłat