Nr 3

Energia pod różnymi postaciami

Ostatnie 250 lat to czas coraz większego uzależniania się społeczeństwa od energii. Więcej produkujemy, konsumujemy i podróżujemy, więc potrzebujemy jej dobrego źródła.

Pierwsza rewolucja przemysłowa oznaczała odejście od odnawialnych źródeł energii (OZE) – drewna, wody, wiatru czy słońca. Wcześniej masowo wykorzystywane i stanowiące podstawę gospodarki, coraz silniej zastępowane były przez węgiel potrzebny do napędzania maszyn parowych. Miało to swój wymiar praktyczny – węgiel, który musiał zabierać w drogę pociąg parowy, był 2-3 razy lżejszy od drewna, które zapewniłoby tyle samo energii. To zaś oznaczało, że zastąpienie drewna węglem umożliwiało przyniesienie większych zysków – można było przewieźć więcej towarów szybciej i na większe odległości.

Dwie rewolucje przemysłowe, a później dwie wojny światowe nie mogłyby się dokonać, gdyby maszyny nie zastąpiły koni. Druga wojna światowa była także wojną o dostęp do zasobów nowego globalnego paliwa nieodnawialnego gospodarki – ropy naftowej. Coraz większe uzależnienie rozwiniętych społeczeństw od tego paliwa doprowadziło w latach 70. do poważnego globalnego kryzysu gospodarczego – cena ropy okazała się piętą achillesową całego zachodniego pomysłu na dobrobyt.

Konsekwencją szoku naftowego był technologiczny wyścig. W drugiej połowie XX w. zaczęła go jednak wygrywać nie energia odnawialna, ale jądrowa. Nie pomogły 32 kolektory słoneczne, które prezydent USA Jimmy Carter z Partii Demokratycznej zainstalował na dachu Białego Domu. W 1981 r. republikanin Ronald Reagan kazał je zdjąć.

Słońce przegrało z atomem nie tylko z powodów cywilno-energetycznych. Najpoważniejszym konfliktem, z którym zmagał się wówczas świat, była tzw. zimna wojna. Przez cały okres jej trwania zbrojono się na wyścigi – co ostatecznie oznaczało bój o liczbę głowic atomowych i jak najwydajniejszy jądrowy napęd łodzi podwodnych. Ta rywalizacja doprowadziła w połowie lat 80. do jednej z dwóch największych w historii świata katastrof jądrowych – do wybuchu w elektrowni w Czarnobylu, która, oprócz energii elektrycznej, produkowała pluton do celów militarnych. Katastrofa stała się jednym z symboli upadku ZSRR. Druga katastrofa jądrowa o porównywalnej skali miała miejsce w japońskiej elektrowni jądrowej w Fukushimie w 2011 r. i przyczyniła się m.in. do zamknięcia wszystkich 50 reaktorów w Japonii i podjęcia ostatecznej decyzji o odejściu od energii atomowej w Niemczech do końca 2022 r. Atom przestaje się liczyć w globalnym wyścigu energetycznym. Dziś niespełna 400 elektrowni jądrowych na świecie wytwarza niecałe 4,5 proc. całej zużywanej przez 7,6 mld ludzi energii.

Konflikty, katastrofy, ubóstwo

Coraz większe uzależnienie ludzkości od wyczerpywalnych kopalnych źródeł energii wpływa na eskalację konfliktów oraz na degradację innych zasobów przyrody – często tych najważniejszych, jak zasoby wody czy powietrza. Mamy już pewność, że prowadzenie takiej polityki energetycznej sprawia, że szybciej podnosi się średnia temperatura na Ziemi, a to z kolei prowadzi do częstszego występowania naturalnych katastrof.

Konwencjonalna energetyka stała się też polem dla rozrastających się ponadnarodowych korporacji oraz polityczno‑gospodarczych oligarchii. Kontrola nad zgromadzonymi przez miliardy lat na Ziemi zasobami węgla, ropy, gazu oraz uranu w coraz większym stopniu rozszerzana jest na kanały przesyłu surowców, a jednocześnie pozwala oddziaływać na instytucje i procedury demokratycznego świata. Ruchy obywatelskie nie mają w starciu z taką siłą większych szans. Dowodem na to są historia Indian Lakota, którzy 2 lata temu wszczęli protest przeciw budowie rurociągu przez cenne pod względem przyrodniczym i ważne dla nich w wymiarze symbolicznym tereny, jak i obecne sprzeciwy rolników w Wielkopolsce, którym brakuje wody do produkcji żywności, bo pochłaniają ją odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego.

Rozwiązanie tego rodzaju konfliktów mógłby przynieść obszar zielonej rewolucji technologicznej – dynamiczny rozwój odnawialnych źródeł energii może sprzyjać nie tylko bardziej przyjaznej energii, ale też polepszaniu kondycji społeczeństwa.

Rozpoczęła się globalna era zielonej energii

Od czasów, gdy Jimmy Carter umieścił kolektory słoneczne (podgrzewające wodę) na dachu Białego Domu, spokrewnione z nimi panele fotowoltaiczne (wykorzystujące energię słoneczną do produkcji prądu) staniały 200 razy! Pojawiły się też nowoczesne konstrukcje wiatraków, pompy ciepła, elektrownie wykorzystujące prądy morskie – energetyka odnawialna po 2010 r. w sensie technologicznym rozwinęła się na tyle, że przestała być domeną tylko eksperymentatorów i entuzjastów. Jest dziś pełnowartościowym i opłacalnym ekonomicznie źródłem energii.

Pod koniec 2017 r. po raz pierwszy w historii Unii Europejskiej łącznie OZE (głównie biomasa, wiatr i słońce) zapewniły więcej megawatogodzin prądu niż połączone elektrownie na węgiel brunatny i kamienny. W ten sposób aż 30 proc. energii elektrycznej w UE pochodziło już z zielonej energii, z węgla – 20,6 proc., z atomu – 25,6 proc. Unia Europejska weszła w epokę energii odnawialnej. Na zawsze.

I choć każdy rok przynosi kolejne światowe zielone rekordy energetyczne, to jeśli nowa energetyka ma pozytywnie zmienić losy świata, należy się zastanowić, jak może wpływać na społeczeństwa i ich kulturę. Dynamicznie zachodzące zmiany w sferze technologicznej zapewniają narzędzia do tworzenia nowej demokracji – demokracji energetycznej.

Energia w rękach ludzi, czyli władza niżej

Rozproszenie wytwarzania energii dzięki znacznie mniejszym (aż do poziomu domowego) instalacjom OZE daje szansę na poważną zmianę – odzyskanie własności, kontroli i władzy nad krwiobiegiem cywilizacji XXI w., jakim jest energetyka. Już dziś w Polsce wiele firm oferuje leasing tego rodzaju urządzeń, wysiłek finansowy biorąc na siebie. Dlaczego? Bo prosument, który dokona inwestycji samodzielnie, staje się całkowicie niezależny.

Miliony prosumentów energii odnawialnej (producentów i konsumentów zarazem) stają się obywatelami napędzającymi lokalną gospodarkę i tworzącymi nowy patriotyzm na podstawie glokalnych (globalnych i lokalnych zarazem) zasobów. Generując energię odnawialną, wytwarzają także inne dobra publiczne: czystą wodę i powietrze, zapobiegają degradacji środowiska i nie wpływają na ocieplanie się globalnego klimatu; zwiększając lokalną samowystarczalność energetyczną, zmniejszają napięcia i konflikty międzynarodowe. Przesyłanie energii lub transportowanie paliw na duże odległości będzie mieć coraz mniejszy wpływ na geopolitykę.

Ta zmiana stawia prosumentów na zupełnie nowej pozycji – stają się niezależni od scentralizowanej energetyki, ale jednocześnie ich bezpieczeństwo energetyczne jest nietrwałe. Wprawdzie magazynowanie energii jest coraz silniej obecne na globalnym rynku, ale prosumenci nadal będą uzależnieni od nasłonecznienia czy siły wiatrów, od awarii domowych elektrowni.

Z tego względu ci, którzy w najbliższych latach naprawdę będą się chcieli uniezależnić pod względem energetycznym, będą skłonni zrzeszać się w lokalnych sieciach energetycznych, tworzyć efektywne i odnawialne wspólnoty energetyczne. Jeden dom jest narażony na niedobór energii, ale jeśli w jakiejś miejscowości np. 20 prosumentek i prosumentów postanowi wspólnie zasilać gniazdka w swoich domach, nawet awaria w jednym miejscu nie skaże na brak prądu całej wspólnoty. Budowa takiej lokalnej sieci wymagać będzie kilku ważnych ruchów: najpierw woli współpracy i zgody na kompromis, ustalenia zasad rozliczania, a wreszcie zmusi ich do wspólnego podejmowania decyzji o rozbudowie instalacji lub wspólnoty, jeśli pojawią się nowe członkinie i nowi członkowie.

Rozliczanie się z produkcji i zużycia energii będzie możliwe na dwa sposoby – albo za pomocą krajowych dystrybutorów, przy wykorzystaniu ich narzędzi, albo na własną rękę. To drugie rozwiązanie daje pole do rozwoju idei blockchain, czyli niezależnego od scentralizowanych systemów kanału rozliczeń między uczestnikami – na podstawie własnych współczynników, własnej energetycznej „waluty”, własnego systemu zabezpieczeń. W ten sposób powstaje wirtualna elektrownia, w której blok węglowy czy atomowy zastępują tysiące połączonych inteligentną siecią prosumentów energii odnawialnej.

Takie zdecentralizowane, lokalne wspólnoty energetyczne zapewniają nie tylko wolność i niezależność, ale przede wszystkim pozwalają uczestniczyć w życiu publicznym w innym aspekcie, zachęcą do współuczestnictwa w tworzeniu dobrobytu w nowym wymiarze, a w efekcie także współrządzenia dobrami wspólnymi. Tworzenie demokracji energetycznej jest po prostu budowaniem bądź odbudowywaniem demokracji w bardzo praktyczny sposób i przynosi wymierne indywidualne i zbiorowe, szybko i łatwo odczuwalne korzyści.

Dzięki współpracy m.in. z IKEA i Danfoss w Polsce taką wspólnotę budujemy obecnie w Słupsku w ramach unijnego projektu badawczo-rozwojowego Horyzont 2020 „Supporting Consumer Ownership in Renewable Energies”. Działania na rzecz efektywności energetycznej (np. wymiana oświetlenia na LED, starego i energochłonnego sprzętu AGD) i własnych instalacji OZE (m.in. fotowoltaika, kolektory słoneczne, pompy ciepła) podejmują różne podmioty miejskiej polityki energetycznej, m.in.: Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, komunalna spółka Wodociągi Słupsk czy Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej, doprowadzając do zaoszczędzenia megawatów prądu i megadżuli ciepła oraz rozbudowując, za sprawą środków zaoszczędzonych dzięki niższym rachunkom, własne odnawialne zasoby energetyczne.

Z badań opinii publicznej w Polsce wynika, że ludzie są dobrze nastawieni do efektywności energetycznej oraz że chcą zacząć produkować własną energię na dachu czy w ogródku ze źródeł odnawialnych. Co stoi na przeszkodzie

Węglowo-atomowe państwo kontra efektywny i odnawialny obywatel prosument

W Polsce borykamy się z podobnymi problemami jak społeczeństwa innych krajów. Różnica jest taka, że my mierzymy się z tym dwie dekady później. Podobnie jak np. w Niemczech w Polsce energetyka jest zmonopolizowana przez kilka koncernów, a prawo chroni ich interesy. Rząd i koncerny też starają się zadbać o swój status quo. Interes koncernów jest oczywisty: hamowanie demokratyzacji energetyki sprawia, że spośród 20 największych przedsiębiorstw w Polsce połowa nadal reprezentuje sektor energetyczno-paliwowy. Jak w XIX i XX w., choć na świecie od kilku lat kopalniane dinozaury są wyprzedzane w rankingach gospodarczych przez firmy technologiczne stawiające na efektywną, rozproszoną, inteligentną energetykę pochodzącą ze źródeł odnawialnych.

Tymczasem w Polsce podczas fali upałów tego lata energetyczny dinozaur emitujący najwięcej gazów cieplarnianych do atmosfery – Polska Grupa Energetyczna – promował zakup… klimatyzatorów na prąd z węgla, którego spalanie przecież w największym stopniu przyczynia się do zmian klimatu w Polsce i na świecie. Dlaczego mamy płacić krocie monopoliście, i to podwójnie: za węglowy prąd i za skutki jego spalania? Co ze społeczną i ekologiczną odpowiedzialnością biznesu?

Demokratyzacja energetyki, szczególnie w Unii Europejskiej, wydaje się dziś nieunikniona. Na naszych oczach kończy się epoka surowców nieodnawialnych (węgla w Polsce zacznie brakować za 30–40 lat) i scentralizowanych systemów energetycznych. Wkraczamy w epokę prosumeryzmu, także dzięki unijnemu „pakietowi zimowemu”: pakietowi regulacji, które w centrum polityki energetycznej i klimatycznej stawiają prosumentki i prosumentów. Nowoczesne społeczeństwo ery informacyjnej rozciągnęło już zasoby danych, a teraz skupia się na rozproszonej energetyce, w o wiele mniejszym stopniu grożącej katastrofami. Dziś stawką nie jest to, czy energię będziemy produkowali z OZE – codziennie słyszymy o kolejnych rekordach produkcji zielonej energii w różnych krajach. Obecnie ważą się losy tego, czy energią tą będą rozporządzały wymierające dinozaury epoki węgla, ropy i atomu, czy pojedynczy obywatele i lokalne wspólnoty energii odnawialnej.

Dariusz Szwed