Nr 1

Lokalne jedzenie, lokalne zyski, lokalne szczęście

Jesienią 2015 r. prezydent Słupska Robert Biedroń zarządził, by do stołówek w szkołach tego miasta wprowadzić wyłącznie jedzenie z nieodległych gospodarstw. Na start ustalono, że stołówki będą zaopatrywane tylko w okoliczne sezonowe warzywa.

U źródeł tego pomysłu leży przede wszystkim chęć dostarczenia dzieciom jedzenia pełnowartościowego, zdrowego i pochodzącego z gospodarstw jak najmniej zmechanizowanych, a więc z ograniczoną do minimum ilością chemikaliów stosowanych przy uprawie. Nie od dziś wiadomo, że spożywanie jedzenia wysoko przetworzonego nie sprzyja funkcjonowaniu ludzkiego organizmu.

Zastąpienie przemysłowo wytwarzanych paluszków rybnych najtańszą nawet rybą mrożoną, a purée w proszku zwykłymi ziemniakami znacząco podnosi jakość jedzenia i poziom odżywienia. To ostatnie słowo bardzo często jest rozumiane mylnie. Dobrze odżywiony człowiek nie oznacza osoby z pełnym brzuchem, ale taką, która razem z jedzeniem przyjmuje wszystkie odpowiednie substancje potrzebne do prawidłowego rozwoju, a później funkcjonowania organizmu. Obiad składający się z parówek, purée w proszku oraz mrożonej marchewki wygotowanej ze smaku i witamin zapełni wprawdzie brzuch, nie będzie jednak wystarczająco odżywczy. To ważne szczególnie w przypadku dzieci, które z roku na rok nabierają w polskich w domach coraz gorszych nawyków żywieniowych. Dane statystyczne pokazują, że w ciągu ostatnich 25 lat niemal podwoiła się w naszym kraju liczba osób z nadwagą. Dlatego w 2015 r. wprowadzono w polskich szkołach rygor dietetyczny – kompoty nie są już nadmiernie dosładzane, a wszystkie dania mają zawierać odpowiednio zbilansowany zestaw składników.

Dzięki temu żywność ekologiczna lub przygotowywana tradycyjnie, droższa w produkcji niż żywność przemysłowa, może mieć niższą cenę, a sama uprawa tradycyjna staje się bardziej opłacalna.

Także w polskich miastach obecność i popularność placów ze straganami, gdzie sprzedaje się lokalną żywność, staje się coraz większa, a jedzenie „od lokalnego rolnika” jest dla wielu mieszkańców miasta synonimem lepszej jakości życia. Lokalnie produkowana żywność to wciąż stosunkowo niewielka część rynku, ale proporcje szybko się tu zmieniają. Trudno oszacować, jaka masa żywności sprzedawania jest na miejscowych targach, pewną wskazówką dotyczącą zachowań konsumentów może być jednak udział żywności ekologicznej w rynku ogólnopolskim. Wprawdzie w krajach Europy Zachodniej żywność organiczna
i ekologiczna to nawet 7 proc. (jak we Francji czy Włoszech), a w Polsce – nadal tylko 0,4 proc. wartości sprzedaży żywności w ogóle, ale dynamika zachodzących w tej materii zmian jest ogromna. W 2015 r. Polacy wydali na żywność ekologiczną ponad 700 mln zł.

W sprzedaży żywności na rynku lokalnym, czyli niedaleko od miejsca jej produkcji, nie chodzi jednak wyłącznie o wielkość zysków. Niezwykle istotna jest również ich stabilność. Rolnictwo to jeden z najbardziej ryzykownych rynków – płody ziemi są silnie narażone na kataklizmy przyrodnicze, które wielokrotnie niszczą uprawy w całych regionach, a nawet znacznie obniżają ich wielkość na obszarze całych krajów. Paradoksalnie problemem dla gospodarki rolnej może być również nadmierny urodzaj, ponieważ prowadzi on do gwałtownych redukcji cen, a w związku z tym do obniżenia opłacalności produkcji.

Umowy ze szkolnymi stołówkami czy gwarantowane miejsca na lokalnych targach żywności i stałe grupy odbiorców to jedne z najważniejszych sposobów podniesienia opłacalności lokalnej produkcji. Stąd dużą rolę we wzmacnianiu rynku lokalnej żywności pełnią metropolie i samorządy regionalne. Chodzi nie tylko o rynek żywności w obiektach zarządzanych przez instytucje (szkoły, szpitale itp.), ale także o stworzenie mechanizmów wspierających miejscowych rolników, hodowców i przetwórców. Na placach handlowych należących do gminy mieszkający w niej rolnik może handlować po uiszczeniu symbolicznej opłaty za miejsce – tak jest choćby w bardzo wielu regionach Francji, która jest europejskim liderem zinstytucjonalizowanego wspierania krótkiego łańcucha dostaw. Gmina może również wspierać lokalnych rolników w zakupie gruntów uprawnych, zobowiązując ich następnie do sprzedaży odpowiedniej części wyprodukowanych plonów na terenie rodzimego miasta. Tego rodzaju przykłady można mnożyć, wszystkie wymagają współpracy samorządu z przedsiębiorcami. Na tę metodę promocji żywności produkowanej lokalnie przeznaczono spore środki publiczne, jednak umożliwiło to pojawienie się regionalnych producentów wędlin i serów w miejscowych sieciach handlowych i większych sklepach, a to z kolei pociągnęło za sobą rozwój niektórych przedsiębiorstw.

Co ważne, takie zabiegi od wielu lat wspierane są przez Komisję Europejską i Parlament Europejski. Dyrektywa mówiąca o zrównoważonym rolnictwie została uzupełniona m.in. o zalecenia dotyczące krótkich łańcuchów dostaw. Z jednej strony jako metoda na wzmocnienie lokalnego rynku pracy, z drugiej – sposób na ochronę dziedzictwa kulturowego. Kontynuacja tradycyjnego wytwarzania wędlin i serów, rozdrobnienie własności gruntów, a co za tym idzie – zachowanie specyficznego krajobrazu. To wszystko wartości, które, zdaniem urzędników i polityków z Brukseli, warto chronić.

pil