Nr 3

Miasto wszystkich i dla wszystkich

Robert Biedroń w rozmowie z Joanną Kowieską.

Joanna Kowieska: Jak stworzyć miasto szczęśliwe?

Robert Biedroń: Najpierw trzeba wiedzieć, co to znaczy szczęśliwe miasto. A nikt nie wie tego lepiej od mieszkanek i mieszkańców. Żeby się tego dowiedzieć, wyszedłem ze swojego gabinetu, wystawiłem na ulice Słupska czerwoną kanapę, na której każdy mógł usiąść i ze mną porozmawiać. Odbyłem godziny inspirujących rozmów o mieście. Poznałem problemy i oczekiwania ludzi, których nigdy nie dostrzegłbym zza biurka w ratuszu. Pomogło mi to dopasować naszą strategię do stojących przed nami potrzeb i wyzwań.

By stworzyć miasto szczęśliwe, trzeba pamiętać, że szczęście to nie tylko kwestia pieniędzy, choć to istotny składnik. To też szereg innych rzeczy – poczucie wpływu na otoczenie i sprawy publiczne, zaufanie, jakim darzymy naszą społeczność, środowisko, które nas otacza, powietrze, którym oddychamy, wygoda i zadowolenie ludzi wokół nas. O to wszystko staram się dbać w Słupsku i chyba mi się udaje, bo zdecydowana większość mieszkanek i mieszkańców deklaruje zadowolenie z tego, gdzie mieszkają.

JK: Jako prezydent wniosłeś do Słupska nową jakość, świeżość, energię i otwartość względem mieszkańców. Pokazuje to, że rozbicie skostniałych struktur jest możliwe. Jak to się robi?

RB: Polki i Polacy są już naprawdę zmęczeni duopolem, który rządzi Polską od prawie 13 lat. Chcą zagłosować na kogoś innego, ale trzeba dać im tę szansę. W Słupsku głosowało na mnie przecież ponad 30 proc. wyborców PiS, mimo że na pierwszy rzut oka zupełnie nie jestem kandydatem, jakiego by chcieli. Wierzę, że to, co dajesz otoczeniu, jakoś do ciebie wraca. Jeśli zaoferujesz uczciwość i troskę o dobro wspólne, to ludzie na ciebie zagłosują. Obecnie 63 proc. osób w Polsce nie wierzy, że ich zdanie jest istotne dla polityków. Jeśli chcemy naprawić polską sferę publiczną, to musimy im udowodnić, że dla nas jest istotne. Oczywiście nie będzie łatwo. PO i PiS często ręka w rękę zwalczają każdą alternatywę dla ich dwuwładzy. Ostatnio tak było w Słupsku, gdy wspólnie nie udzielili mi absolutorium.

JK: Czy każde miasto może być fajne?

RB: Tak, choć to, jak bardzo może być fajne i ile zajmie osiągnięcie tego, zależy od punktu, z którego startuje. Słupskowi było trudno. Gdy rozpoczynałem kadencję, zastałem olbrzymi dług zostawiony przez poprzedników. Słupsk był jednym z najbardziej zadłużonych miast w Polsce. Teraz wychodzimy na prostą – spłaciliśmy blisko 50 mln zł, jednocześnie zwiększając inwestycje. Gdyby nie te trudne początki, to warunki życia w naszym mieście poprawiałyby się jeszcze szybciej.

JK: Zapewniasz w Słupsku transparentność swoich działań, spotkań, finansów miasta. Nie jest to zbyt popularna forma rządzenia. Co to zmienia dla obywateli?

RB: To zasady, które wprowadzałem jako jeden z pierwszych w Polsce, a które od dawna powinny być normą. Jawność i transparentność są przecież nieodłącznym elementem demokracji i standardem w wielu zachodnich państwach. W Polsce ludzie są do tego tak nieprzyzwyczajeni, że gdy zacząłem umieszczać w Biuletynie Informacji Publicznej rejestr wszystkich umów i wydatków miasta, słyszałem, że to zbędny bajer. Kiedy zobowiązałem do tego wszystkie jednostki i spółki miejskie, okazało się, że mieszkańcy mają skuteczną możliwość kontrolowania i rozliczania rządzących. Podobnie było z moim kalendarzem spotkań, dostępnym w internecie, lub cotygodniowymi konferencjami prasowymi. Jeżeli chcemy zyskać zaufanie społeczeństwa, musimy sobie na nie zasłużyć. To my, samorządowcy, jesteśmy dla mieszkańców, a nie mieszkańcy dla nas – mają prawo wiedzieć, co robimy i jak wydajemy wspólne pieniądze. Mieszkańcy, którzy czują, że są traktowani uczciwie, są bardziej skłonni zaangażować się społecznie, brać odpowiedzialność za miasto.

JK: Zadowoleni obywatele to znaczy jacy?

RB: To tacy, którzy czują się słuchani, sprawiedliwie traktowani i ważni. Te elementy są dla mnie podstawą w codziennym działaniu, dlatego wszystkie ważne decyzje konsultujemy z mieszkańcami, powołaliśmy różnorodne rady konsultacyjne, które zabierają głos w sprawach najistotniejszych dla danej grupy, m.in. w kwestii seniorów czy równouprawnienia kobiet i mężczyzn.

JK: Jakie są dziś polskie miasta? Czym się różnią wojewódzkie od tych „podwojewódzkich”?

RB: Bardzo różne, czasem wręcz nieporównywalne. Bezrobocie może wahać się od niecałych 4 proc., tak jak w Słupsku, do nawet 14 proc. w innych częściach Polski. Poziom życia jest gdzieniegdzie porównywalny do średniej UE, ale gdzie indziej jest prawie dwukrotnie gorszy. To był jeden z największych politycznych błędów ostatnich 30 lat w Polsce – nie dbano o to, by wszystkie regiony Polski rozwijały się równomiernie. Koncentrowano się na rozwoju dużych ośrodków, żywiąc niczym niepopartą nadzieję, że te pociągną za sobą resztę. Była to specjalność Platformy Obywatelskiej. Miała nawet swoją nazwę – model polaryzacyjno-dyfuzyjny. Za rządów PiS właściwie nic się nie zmienia. Środki unijne, choć pomogły wielu regionom, również nie zmieniły wiele w kwestii tych dysproporcji. Niestety, system ich rozdziału jest zbyt konkurencyjny – zgarniają je te miasta, które mają sprawniejszych, lepiej wykształconych ekspertów i ekspertki od ich pozyskiwania. A ci, naturalnie, są raczej w większych miastach. W Słupsku na szczęście udało nam się odwrócić ten trend. Ściągnęliśmy specjalistów i pozyskaliśmy aż 170 mln zł na inwestycje z pieniędzy UE. Jesteśmy liderem regionu. Ale nie wszystkim miastom to się udaje.

JK: Czym Słupsk wyróżnia się spośród innych polskich miast?

RB: Tu można wymieniać bez końca! Jest jedynym miastem w Polsce, które spełnia unijne normy powietrza! Nigdzie indziej nie oddycha się tak jak u nas, wszędzie indziej w powietrzu wisi smog, który co roku kosztuje życie i zdrowie dziesiątki tysięcy ludzi w całej Polsce. To zasługa m.in. jednej z najbardziej zielonych polityk w Polsce. Poza tym jesteśmy liderem transparentności – każda mieszkanka i każdy mieszkaniec zawsze bez problemu dowiedzą się, co, jak i za ile robimy w mieście. Słupsk to miasto, które wyciąga rękę – kazałem np. zlikwidować w urzędach szyby oddzielające urzędników od ludzi, którzy przyszli coś załatwić. Chcę, żeby traktowano ich jak obywatelki i obywateli, nie petentki i petentów. Poza tym mamy dobrą kulturę, szpitale i szkolnictwo wyższe. Trochę tego jest.

JK: Jak ważna jest świadomość swojego miasta, miłość do niego? Czy można się tego nauczyć?

RB: Oczywiście! Sam nie jestem przecież rodowitym słupszczaninem. Urodziłem się i dorastałem w Krośnie, małym miasteczku na Podkarpaciu. A mimo to gdy przyjechałem do Słupska, zakochałem się w nim do szaleństwa! To kluczowa sprawa. Bez tego uczucia nie byłbym w stanie tak dobrze wykonywać swojej pracy, odnosić tylu sukcesów. To ono mnie napędza, sprawia, że zrobię niemal wszystko, by w mieście działo się jak najlepiej. Podobnie jest z mieszkańcami – w mieście jest lepiej zawsze, gdy w jego życie bardziej angażują się mieszkańcy. Ale to działa w dwie strony. Jeśli mieszkanki i mieszkańcy mają swoje miasto kochać, to miasto powinno ich do tego zachęcać, a nie zniechęcać. Na przykład prospołeczną, inkluzywną polityką.

JK: Czy kultura to dla miasta potrzeba wyższa, o której można mówić dopiero wtedy, gdy te podstawowe zostaną zaspokojone, czy może wręcz przeciwnie, jest człowiekowi potrzebna bez względu na wszystko?

RB: Bez kultury ani rusz. Zadaniem każdego samorządowca jest zapewnić łatwy dostęp do kultury wszystkim mieszkankom i mieszkańcom, niezależnie od wieku i zasobności portfela. Dlatego w Słupsku w nią inwestujemy – wspieramy finansowo festiwale i budujemy nową siedzibę teatru. To nie powinien być towar luksusowy. Z badań jednoznacznie wynika, że dzieci i młodzież mające większy dostęp do kultury osiągają w przyszłości lepsze rezultaty w szkole i na rynku pracy. Ograniczać niektórym dostęp do kultury to tworzyć społeczeństwo nierównych szans.

JK: W Polsce coraz większą popularnością cieszy się swoista moda na lokalność. Z czego to wynika i do czego zmierza?

RB: Ludzie są zmęczeni rządami centralnymi. Polityka w Polsce od 13 lat sprowadza się do sporu dawnych kolegów. Ludzie czują, że nie mają żadnego wpływu na to, co dzieje się na Wiejskiej. Czują za to, że mogą wpływać na sprawy lokalne. To tu bowiem zapadają decyzje dotyczące ich najbliższego otoczenia. To tu realizowane są postulaty mieszkańców, których nikt nie chce słuchać w Warszawie.

JK: Czy miasto może być samowystarczalne?

RB: W sensie energetycznym tak. W Słupsku inwestujemy w energię odnawialną i dokładamy starań, żeby jak najwięcej energii pochodziło z lokalnych źródeł. Promujemy prokonsumenckość, czyli staramy się, by mieszkańcy nie byli tylko konsumentami w naszej lokalnej gospodarce, ale także jej wytwórcami, producentami. Wtedy czerpią z niej większe korzyści.

Jeśli chodzi o samowystarczalność polityczną, to wręcz przeciwnie. Żadne miasto nie jest samotną wyspą, musimy ze sobą współpracować. Dlatego jestem zwolennikiem zintegrowania usług publicznych na jak największą skalę.

JK: Miasto jest też przestrzenią inicjatyw oddolnych, obywatelskich, jak zatem zachęcać mieszkańców do większego zaangażowania?

RB: O tym sporo już powiedziałem. Trzeba dać ludziom odczuć, że to ich miasto – wtedy sami chętnie się zaangażują. Wierzę, że ludzie mają naturalną potrzebę angażowania się. W Polsce są jednak do tego konsekwentnie zniechęcani przez polityków.

JK: Wymień swoje ulubione miasta, uzasadniając krótko, za co szczególnie je cenisz.

RB: Tu chyba decydują kwestie sentymentalne – to miasta, z którymi związane jest moje życie. Krosno, gdzie się urodziłem, Ustrzyki Dolne i Olsztyn, gdzie się uczyłem, Warszawa i Gdynia, gdzie mieszkałem i angażowałem się politycznie. No i oczywiście Słupsk, mój obecny dom.

Robert Biedroń – absolwent politologii i nauk społecznych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Ukończył również Szkołę Liderów Politycznych i Społecznych oraz Szkołę Praw Człowieka przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Przez wiele lat współpracował jako konsultant kilkunastu organizacji praw człowieka w Polsce i za granicą. Były członek Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. W latach 2008–2016 był członkiem Rady Doradczej Praw Człowieka przy Open Society Foundation. W trakcie kadencji był wiceprzewodniczącym Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz członkiem Komisji Spraw Zagranicznych. Od 2015 r. jest członkiem Kongresu Władz Lokalnych i Regionalnych Rady Europy. Od 2016 r. uczestniczy w pracach grupy doradczej ds. równouprawnienia płci, przymusowych wysiedleń i ochrony powołanej przez Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. Od 2014 r. był prezydentem Słupska, który przejmował jako jedno z najbardziej zadłużonych miast w Polsce. Po 4 latach kadencji miasto ma rekordowy budżet i poziom inwestycji unijnych.