Nr 1

Miejski samochód, czyli wolność od parkowania

Miejskie wypożyczalnie samochodów to pomysł na zmniejszenie liczby aut parkujących na ulicach. Miały też redukować korki, ale na razie zmniejszają liczbę pasażerów komunikacji miejskiej. Zarządzanie miejskim transportem jest trudne.

Miasto za miastem otwiera swoją wypożyczalnię aut. W Polsce wciąż dominuje system całkowicie prywatny  – inaczej niż w wielkich miastach starej Europy. Tam władze gmin często dotowały takie pomysły, żeby zachęcić przedsiębiorców do uruchomienia car-sharingu, a mieszkańców do korzystania z ich usług.

Car-sharing polega na dzieleniu się samochodem. Może oznaczać grupowy zakup samochodu, z którego potem korzysta wiele osób. Odmiana car-sharingu zyskująca największą popularność to rodzaj uproszczonego wynajmu samochodu – na godzinę, na kilkanaście minut. W sam raz tyle, by przejechać z zakupami z hipermarketu albo z nietypowymi odpadami do punktu ich odbioru. Trochę jak taksówka, ale bez konieczności opłacania pracy kierowcy.

Od klasycznej wypożyczalni samochodów miejskie wypożyczalnie różnią się prostotą obsługi i minimalną ilością formalności do załatwienia. Najczęściej trzeba tylko zarejestrować numer karty, z której będą pobierane opłaty, i zadeklarować posiadanie prawa jazdy. W Polsce obsługa wypożyczenia odbywa się najczęściej poprzez aplikację służącą do otwierania auta i rejestracji kosztów (zależnych od czasu lub długości trasy). Kto potrzebuje samochodu, za pomocą smartfona sprawdza, gdzie znajduje się najbliższy, i może go zarezerwować. Korzystając z miejskiej, a nie z typowo komercyjnej wypożyczalni, kierowca nie płaci za paliwo ani za parkowanie na ulicy.

W ubiegłym roku usługa car-sharingu pojawiła się we Wrocławiu, gdzie firma GoGet.pl wynajmuje auta spalinowe Forda, Kii oraz Hyundaia, a także elektryczne marki BMW. W Warszawie działa 4mobility.pl oferujące wypożyczenie bmw i mini, a w Krakowie Traficar wynajmujący kilkadziesiąt małych opli, do których wkrótce dołączą dziesiątki innych samochodów. Car-sharing cieszy się już na tyle dużą popularnością, że krakowska firma zdecydowała się w ciągu kilku miesięcy dokupić 1000 nowych samochodów Renault i planuje ekspansję do innych miast.

Rozpowszechnianie się car-sharingu powinno cieszyć władze miejskie. Idea zrodziła się, ponieważ w miastach, zwłaszcza w historycznych, gęsto zabudowanych centrach, samochody stanowią dziś niemały kłopot. Zajmują dużo powierzchni na ulicy albo kosztowne miejsca parkingowe w budynkach. Co gorsza, prywatne auta zwykle przez 92 do 98 proc. czasu stoją nieużywane. Car-sharing gwarantuje zaś, że samochód będzie użytkowany kilka, a nawet kilkanaście razy w ciągu dnia, co oznacza, że rzadziej zajmie cenne miejsce parkingowe.

Miastem prekursorem tego typu rozwiązania był Paryż. Wszystko zaczęło się przy okazji strajków pracowników komunikacji miejskiej na początku XXI w. Do mieszkańców stolicy Francji dotarło wtedy, że alternatywą mogą być rowery. Władze miejskie szybko oplotły miasto ścieżkami rowerowymi, a następnie uruchomiły system wypożyczalni rowerów – dziś rowery są w Paryżu wszędzie, gdzie trzeba. W centrum miasta znajduje się obecnie ponad 2500 stacji rowerowych firmy JCDecaux.

Choć panaceum na okresy przestoju w komunikacji miejskiej miały być rowery, szybko pojawiła się także podobna oferta dotycząca aut. W 2011 r. pod nazwą Autolib’ ruszyła sieć wypożyczalni samochodów elektrycznych. Dysponuje ona ponad 4 tys. samochodów oraz tysiącem stacji do parkowania i ładowania pojazdów. Ponieważ dokonuje się wcześniejszej rezerwacji, nie trzeba borykać się z odwiecznym problemem kierowców w centrum miast – szukaniem miejsca parkingowego. Stacje dokujące Autolib’ spowodowały jednocześnie zmniejszenie powierzchni parkowania dla aut prywatnych.

Firma prowadząca wypożyczalnie nadal nie zarabia. Tak przynajmniej twierdzą jej właściciele. Każdy ze 130 tys. abonentów korzystających z systemu uiszcza opłatę 10 euro miesięcznie; godzina jazdy kosztuje 14, pół godziny – 7 euro itd. Samochód można też wypożyczyć okazjonalnie, ale w cenie 19 euro za godzinę. Ze względu na spadającą dostępność aut system staje się jednak coraz mniej wydolny. Abonentów przybywa dużo szybciej niż samochodów i stacji. W ciągu 5 lat dwukrotnie spadła częstotliwość wypożyczeń przez jednego użytkownika. Coraz trudniej znaleźć też auto we własnej okolicy.

Jak rozwiązać ten kłopot? Zwiększyć liczbę samochodów i podnieść ceny? Być może, ale nikt nie jest w stanie oszacować zapotrzebowania na takie samochody w mieście. Sprowadzając sprawę do absurdu, można by zasugerować, że kiedy jeden samochód będzie przypadał na 3 abonentów (obecnie przypada na ponad 20), system z pewnością będzie wystarczająco popularny. Jednak to ślepa uliczka: właśnie taki stosunek liczby samochodów prywatnych do liczby mieszkańców ma Paryż.

Zarządzający systemami komunikacji miejskiej mają dziś kłopot, bo wdrażanie nowych sposobów komunikacji zbiorowej nie przynosi rezultatów od razu. Z obserwacji Paryżan wynika, że AutoLib’ prawdopodobnie odebrał zamożniejszych pasażerów komunikacji zbiorowej, ponieważ od momentu startu systemu ruch na ulicach miasta nie zmalał. Podobne spostrzeżenia miały władze Wiednia, które w ciągu 15 lat obniżyły liczbę przejazdów samochodami po mieście o blisko 30 proc. Za tym sukcesem stały jednak ogromne wydatki na konwencjonalną komunikację zbiorową, a nie na rowery czy stacje wypożyczania aut. Jak wynikało z prostych danych, użytkownikami miejskich rowerów były w Wiedniu przede wszystkim osoby korzystające też z tramwajów, pociągów miejskich i autobusów.

pil