Nr 2

Mniej odpadów, więcej surowców.

W Polsce odpady nadal traktowane są przez samorządy bardziej jako kłopot niż potencjał. Wyrzucamy lekką ręką, bo wysypiska śmieci są tanie. Na mapie kraju jest jednak kilka wyjątków, które zbliżają nas do standardów europejskich.

W 2010 r. 85 proc. tego, co Polacy wrzucili do kosza na śmieci pod domem lub firmą, było wywożone na wysypiska odpadów. Resztę udawało się kierować do recyklingu, kompostować lub spalać w cementowniach. Taki stan rzeczy był nie do zaakceptowania, ale żadne wysiłki organizacji odzysku czy władz samorządowych nie pomagały. Konieczna była zmiana w prawie. Dzięki reformie, która weszła w życie w lipcu 2013 r. (polegającej na oddaniu zarządzania odpadami samorządom) wreszcie doszło do przełomu. Samorządy mogły wymusić sortowanie odpadów choćby na podstawowym poziomie, same zaś zostały zmuszone do organizacji profesjonalnych systemów gospodarowania odpadami, z czego do dziś część się nie wywiązuje.

To wystarczyło, by w 2015 r. do przetworzenia skierowano już 26 proc. odpadów. Była to błyskawiczna poprawa, która dowodziła, że zmiana przepisów miała sens. To i tak nadal słaby wynik, bo w 2020 r. mamy wywozić na wysypiska nie więcej niż połowę odpadów, zobowiązują nas do tego bowiem regulacje unijne. W roku 2030 składowanie mamy natomiast ograniczyć niemal do zera – to wyzwanie dla każdego kraju, a co dopiero dla Polski.

Wskaźniki poziomu recyklingu będą się jeszcze poprawiały siłą rozpędu – głównie dzięki kilku miastom, które stały się polskimi liderami zmian w gospodarce odpadami. W roku 2017 w naszym kraju spalonych zostanie ok. 750 tys. z 10,5 mln ton powstających odpadów – pochłoną je elektrociepłownie w Bydgoszczy, Koninie, Poznaniu, Szczecinie i Krakowie. Wskaźnik odzysku lub przetworzenia podniesie się więc do poziomu ok. 32 proc. i zastygnie tam na długo, jeśli do polskich prymusów w gospodarce odpadami nie dołączą kolejne samorządy.

Bez wątpienia do grupy liderów zalicza się Kraków, który swoje podejście do odpadów wzoruje na doświadczeniach austriackich, niemieckich i skandynawskich. Efektem kilkunastu lat prac (które przyspieszyły oczywiście latem 2013 r.) będą wyniki z roku 2017: z ok. 340 tys. ton odpadów powstających rocznie w Krakowie spalonych zostanie ok. 200 tys. (to głównie zawartość kubłów na odpadki zmieszane), zaś ponad 80 tys. będzie kierowane do recyklingu. Jeśli dołożyć do tego ponad 30 tys. ton kompostowanych odpadów zielonych, wszystko wskazuje, że w roku 2017 Kraków na wysypisko wyrzuci nie więcej niż 30 tys. ton odpadów, w tym zestalone betonem popioły ze spalarni (na zdjęciu po lewej), na które jak na razie nie znaleziono chętnych. Jeszcze dziesięć lat temu wyniki były odwrotne.

Co takiego zrobił Kraków? Wykorzystując siłę swych komunalnych przedsiębiorstw, systematycznie inwestował – choćby w spalarnię osadów w oczyszczalni ścieków (zaczęła działać kilka lat przed elektrociepłownią spalającą odpady domowe), w urządzenia do kompostowania, w zakład do demontażu odpadów wielkogabarytowych i sprzętu elektronicznego.

Ważna jest sortownia odpadów, która podnosi jakość tego, co krakowianie uznają za surowce wtórne – mimo edukacji i powszechnej woli do sortowania ok. 20 proc. zawartości kubłów na surowce wtórne to nadal odpady niewłaściwe.

Istotna okazała się też lamusownia, czyli punkt odbioru odpadów, które nie mieszczą się w kubełku pod zlewem albo zalegają w piwnicy (meble, opony, akumulatory, sprzęt elektroniczny itp.). Wraz z akcjami odbioru takich odpadów z ulicy – z wystawki – pomogła zapanować nad dzikimi wysypiskami śmieci porozrzucanymi po całym mieście.

W większości polskich miast nie działa się jednak tak kompleksowo. Wrocław nie zdecydował się na spala­nie odpadów, a jednocześnie dał wolną rękę przedsiębiorcom prywatnym. Warszawa także wstrzymała się z bu­dową spalarni (jedną małą, przestarzałą już ma) i choć oddała władzę nad systemem instytu­cji komunalnej, nie wyposażyła jej w odpowiednie instalacje – odzysk odpadów utrzymuje się tam więc na bardzo niskim poziomie. To tym bardziej przykre, bo sa­ma stolica rocznie wytwarza ok. miliona ton odpadów.

Co Kraków może zrobić, by się poprawić? Wciąż bardzo wiele. Mieszkańcy nadal potrzebują motywacji do sortowania i prostych porad, jak to robić dobrze. Dodatkową komplikacją będzie rozporządzenie Ministerstwa Środowiska, które chce, by Polacy dzielili odpady na: biologiczne, zmieszane, szkło, papier oraz plastiki z metalami.

Obecny system gospodarki odpadami w Krakowie nie przewiduje zajmowania się na większą skalę odpadkami gnijącymi osobno. Sam Kraków produkuje ich za mało, by opłacało się budować np. biogazownię, zaś kompostowanie mija się z celem, bo po odzyskaniu metanu masa i tak jest spalana. Dopiero kiedy elektrociepłownia w Krakowie zacznie przyjmować odpady także z sąsiednich gmin i dojdzie do włączenia ich w krakowski system, będzie można myśleć o wspólnej biogazowni.

Nadal brakuje też dodatkowych lamusowni – oba punkty odbioru nietypowych odpadów z perspektywy wielu mieszkańców znajdują się zbyt daleko, co zniechęca do korzystania z tego rozwiązania. Brak takich punktów jest też największym grzechem innych gmin w Polsce, szczególnie na prowincji, gdzie samorządy tworzą jeden punkt dla całej gminy lub powiatu wyłącznie po to, by wypełnić wymogi formalne. Efekt jest taki, że prawie nikt z nich nie korzysta.

Na razie Kraków, tak jak Wiedeń, może się pochwalić, że spalając odpady, zasila w ciepło ponad 20 proc. mieszkań w swoim obrębie, zaś ilość prądu, która powstaje przy spalaniu odpadów, pokrywa się w przybliżeniu z zapotrzebowaniem całej sieci tramwajowej.

pil