Nr 4

Na co liczyć w banku?

Brunon Bartkiewicz w rozmowie z Mateuszem Zmyślonym
BRUNON BARTKIEWICZ – prezes zarządu ING Banku Śląskiego. Związany z bankiem i Grupą ING od początku lat 90. W 1995 r. objął stanowisko prezesa zarządu Banku Śląskiego. Brunon Bartkiewicz odegrał znaczącą rolę we wdrażaniu innowacji, promowaniu pomysłów i rozwiązań, zastosowaniu nowoczesnych technologii oraz szybkim wprowadzaniu tych propozycji na rynek. W 2016 r. ponownie został powołany na stanowisko prezesa ING Banku Śląskiego.

Banki, synonim solidności, gwarantujące poczucie bezpieczeństwa, będące instytucjami zaufania społecznego – dla niektórych ludzi to już przeszłość. Kredyty frankowe, kryzysy gospodarcze, zarobki zarządów, nastawienie na maksymalizację zysku – to skojarzenia, które pojawiają się w rozmowach o rynku finansowym. Porozmawiajmy dziś o wizji banku jako instytucji, która budzi sympatię i jest godna zaufania.

Mateusz Zmyślony: Jak banki dziś wspierają sztukę i kulturę, a jak mogłyby to robić jutro? Myślę, że Fundacja Sztuki Polskiej ING może dać doskonały przykład.

Brunon Bartkiewicz: Oczywiście, Fundacja Sztuki Polskiej ING to klasyczny pomysł. Zaczęliśmy działać jeszcze w latach 90., w których doszło do zapaści kultury. Polscy młodzi artyści nie mogli liczyć na finansowe wsparcie z budżetu państwowego. Jednocześnie wspieraliśmy inne przedsięwzięcia – nie na zasadzie sponsoringu, ale pewnej współodpowiedzialności, np. przez lata byliśmy związani z NOSPR, zanim jeszcze stała się dzisiejszą NOSPR. To był naprawdę trudny czas dla kultury, a NOSPR (wcześniej WOSPR) nie mogła sobie pozwolić na zakup żadnego instrumentu. Wtedy pojawił się pomysł, aby wesprzeć młodych artystów, bo inaczej nie będą mieć szans, aby zaistnieć. Powstała fundacja, którą wspierały różne jednostki Grupy ING. Teraz kontynuujemy tę działalność. Fundacja Sztuki Polskiej ING kreuje większą wrażliwość u ludzi – aby doceniali kulturę. Jeżeli nie interesujemy się szeroko rozumianą kulturą, to coś nam w życiu bardzo ważnego umyka. Dodatkowo traktujemy młodych artystów jak przedsiębiorców. Oni nigdy nie uczyli się przedsiębiorczości, a wręcz nie do końca zdają sobie sprawę, że nimi są. Rynek wrzuca ich na głęboką wodę i muszą sobie jakoś poradzić. W związku z tym powstał projekt edukacyjny Artysta Zawodowiec.

MZ: Na czym polega projekt Artysta Zawodowiec?

BB: To cykl kilkudniowych spotkań na akademiach. Studenci uczestniczą w warsztatach i w wykładach, na których dowiadują się, jak zaistnieć na rynku, kim jest marszand, co to jest galeria, jak należy zbudować portfolio i prowadzić rozmowy z galerią. Tak naprawdę wprowadzamy podstawy przedsiębiorczości dla artysty.

MZ: Może przydałoby się wywołać społeczną dyskusję na temat mody na kupowanie młodej sztuki? Takie prace można kupić za niewielkie pieniądze, tym samym pomagając młodemu artyście zyskać widoczność.

BB: Działamy w miarę naszych skromnych sił. Nie rozwiązujemy żadnego problemu, ale uczymy i kupujemy młodą sztukę, która trafia do zbiorów Fundacji Sztuki Polskiej ING.

MZ: Gdzie te prace można zobaczyć?

BB: Przede wszystkim są eksponowane w naszych centralach w Warszawie i Katowicach. Pracownicy mogą obcować ze sztuką na co dzień w swoim miejscu pracy. Ale też udostępniamy je innym – wypożyczamy prace na wystawy, które zresztą podróżują po całej Polsce, a także po świecie.

MZ: A jak sektor bankowy może angażować się w ochronę środowiska? Jest takie modne sformułowanie „zrównoważony rozwój”. Słyszałem, że ING robi w tym zakresie naprawdę dużo, nawet więcej niż inni. Czy to prawda?

BB: Unikam porównań z innymi, zwłaszcza że nie wszystko da się ubrać w fakty i liczby. Staramy się robić sporo na tym polu. Obserwujemy trendy, które mają wpływ na życie gospodarcze i życie naszych klientów w dłuższej perspektywie. Zrównoważony rozwój – jakbyśmy go nie rozpatrywali – jest oczywiście elementem, wymagającym wyłapywania długoterminowych trendów. Przykładowo zmiany klimatyczne i ich konsekwencje mają kolosalne znaczenie dla naszych klientów – nie tylko indywidualnych, ale również korporacyjnych, a może dla nich przede wszystkim. W związku z tym naszym obowiązkiem jest kreowanie pewnych wzorców zachowań oraz budowanie świadomości, co przekłada się na konkurencyjność naszego banku. To nie jest działalność, którą kiedyś nazywało się CSR-ową, mówimy o zrównoważonym rozwoju w znaczeniu dostrzegania trendów mających ogromny wpływ na funkcjonowanie nas jako instytucji biznesowej. Instytucji, która spaja inne podmioty gospodarcze i swoich klientów. Dlatego precyzyjnie mówimy, jak postrzegamy rzeczywistość i w czym chcemy uczestniczyć. Drugim aspektem naszej wizji zrównoważonego rozwoju jest poprawa funkcjonowania osób z niepełnosprawnościami. Jako społeczeństwo nie możemy pozwolić, żeby tak wiele osób było wykluczonych z życia gospodarczego. To byłaby ogromna strata dla każdej strony.

MZ: A jakieś konkretne przykłady takich działań?

BB: Zdecydowaliśmy się, że dostosujemy wszystkie elementy naszej działalności – od oddziałów do stron internetowych i aplikacji mobilnych – do potrzeb ludzi z niepełnosprawnościami – w głównej mierze z niepełnosprawnościami ruchowymi (oddziały) i niepełnosprawnościami wzroku (strony). Dzięki temu te osoby mogą korzystać z naszych usług i normalnie funkcjonować. Cały czas zabiegamy o to, by osoby z niepełnosprawnościami, które chciałyby podjąć u nas pracę, czuły się dobrze w naszym gronie. To równie ważny element, ponieważ zawsze należy zacząć od siebie. Tak samo jak z klimatem – kiedy o nim mówimy, musimy być pewni, że wszyscy nasi pracownicy też podzielają te poglądy. Zaczęliśmy od najprostszych spraw – mam nadzieję, że w żadnej naszej placówce nie zobaczy pan plastikowej butelki. Myślę, że udało nam się osiągnąć to, że nasi pracownicy eliminują plastik jednorazowego użytku w swoim otoczeniu i sami informują nas o tym, co można jeszcze poprawić.

MZ: To świetny przykład stopniowego budowania kompetencji społecznych – działa jak rozchodzące się na wodzie kręgi.

BB: Jak już zwracałem uwagę – naszymi podstawowymi wartościami są konsekwencja i ciągłość. Jeśli się na coś decydujemy, to robimy to konsekwentnie. Chodzi o to, by wyczuleni na kwestie ekologii byli wszyscy. W naszym banku pracuje 8 tys. ludzi i wszyscy działamy zgodnie z tą wizją. Na tym polega jej spójność i przekładanie jej na działalność biznesową. Po kilku latach tego typu działań jesteśmy w stanie deklarować te wartości.

MZ: Mnie szczególnie poruszyły billboardy o posiadaniu, które stało się sensem życia. Myślę, że za sprawą tego komunikatu poszliście o krok dalej niż jakikolwiek bank w Polsce. Czy bank jako autorytet w dziedzinie finansów może się wypowiadać na temat konsumpcjonizmu?

BB: Każda instytucja finansowa, czyli usługowa, powinna uświadamiać. Misją naszego banku jest wspierać klientów w podejmowaniu lepszych decyzji życiowych. Polacy muszą wiedzieć, że posiadanie ma swoją słabą stronę. Rozumieć, jak ważne jest oszczędzanie i myślenie o przyszłości, która może różnie wyglądać. ING poczuwa się do tej odpowiedzialności, ponieważ nasz bank w dużym stopniu przyczynił się do wprowadzenia na polski rynek obecnie bardzo popularnego w niemal wszystkich bankach produktu oszczędnościowego, jakim jest konto oszczędnościowe. Nasze badania ekonomiczne prowadzimy od wielu lat, by poznać formy zachowań oszczędnościowych Polaków na tle innych krajów. Ogłaszamy wyniki od 2013 r., by promować edukację finansową i edukację przedsiębiorczości. Te dwa elementy wydają nam się niezmiernie istotne – przypominają klientom, od czego jest bank. A bank jest od tego, żeby pomagać klientom podejmować właściwe decyzje finansowe.

MZ: A jak w tej chwili ocenia pan poziom edukacji społecznej? Mam na myśli przeciętnego polskiego konsumenta.

BB: Nie jesteśmy instytucją edukacyjną czy uniwersytetem. Ale jeżeli odniesiemy poziom oszczędzania do zasobów, którymi dysponują Polacy, to kształtuje się on bardzo dobrze. Nie ukrywam, że w ostatnich latach pod wpływem wzmocnienia programów społecznych zdolność Polaków do oszczędzania znacznie się zwiększyła. Natomiast świadomość tego, że pieniądze są potrzebne oraz świadomość własnej odpowiedzialności za kształt swojej przyszłej emerytury jest zbliżona już do poziomu europejskiego. Pamiętajmy jednak, że w Polsce człowiek może liczyć na niższą emeryturę niż ta, której spodziewa się obywatel bogatszego kraju. W związku z tym nasza współodpowiedzialność w tym zakresie powinna być jeszcze większa. Uważam, że Polacy są ludźmi niezwykle odpowiedzialnymi i podejmą słuszne decyzje. Mówią: „Wiemy, że musimy oszczędzać na emerytury”, ale w praktyce i tak wszystko przekazują dzieciom. Jednak odsetek Polaków, którzy oszczędzają, wciąż rośnie, dziś sięga 70 proc. Szczególnie po programie 500+ bardzo wzrósł, co zmieniło przede wszystkim zdolność oszczędzania. Wysokość oszczędności to inny element, o nim decydują bogatsi ludzie.

MZ: Niemiecki dziennikarz „Die Welt”, Philipp Fritz, napisał, że przeprowadzka z Berlina do Warszawy to jak podróż z Trzeciego do Pierwszego Świata – przynajmniej pod pewnymi względami. Dziennikarz w Warszawie docenił płatności zbliżeniowe, które w Berlinie nie funkcjonują, szybszy internet, czystsze stacje benzynowe itd. Nagle okazało się, że to nie są oczywistości. To świetnie podsumowuje wielką zmianę, którą teraz przeżywamy jako społeczeństwo.

BB: Powodów do zadowolenia czy dumy jest mnóstwo. Choć my koncentrujemy się na obszarach, w których jeszcze wiele trzeba poprawić. Warto tu zwrócić uwagę na pewien fakt – poziom rozłożenia dochodów generowanych, a w dalszej kolejności bogactwa, w Polsce jest jeszcze bardzo zróżnicowany. Dlatego Warszawa to nie cała Polska, choć oczywiście w większości regionów ten postęp jest kolosalny, co widać w liczbach. Ale kształtowanie odpowiedzialności za emerytury jest ciągle stojącym przed nami wyzwaniem.

MZ: I tak nadganiamy kilkadziesiąt lat opóźnień po drugiej wojnie światowej bardzo szybko. Nasze społeczeństwo można pochwalić za dojrzałość.

BB: I za przyjmowanie nowych rozwiązań, które pchają nas do przodu. Nowoczesna bankowość to także rezultat tego, że istnieją nowocześci Polacy przyjmujący proponowane rozwiązania. Wszyscy się tego nauczyliśmy, i to w niezwykle szybkim tempie. Inne społeczeństwa mają z tym jednak problem.

MZ: Ja wręcz wyczuwam entuzjazm Polaków wobec wdrażania innowacji. W 2003 r. w Izraelu zadziwiłem wszystkich opowieścią o tym, że moi znajomi korzystają z bankowości internetowej. Tam to dopiero raczkowało.

BB: To, że banki w Polsce są w stanie tak szybko wdrażać tego typu usługi, jest – o czym często zapominamy – głównie zasługą polskich konsumentów.

MZ: W tym roku ruszyliśmy z nowym cyklem Open Eyes Economy – Neighbours. Te spotkania mają na celu ożywienie dialogu kulturowego między Polską i jej sąsiadami. Zawsze zapraszamy przedstawicieli innego kraju – pierwsi byli Czesi, którzy nie przepadają za Polakami i trochę patrzą na nas z góry, jak na zacofany naród. Co ciekawe, podczas dyskusji okazało się, że uważają nas także za odważny naród. Być może to jest sekret tej otwartości i chęci testowania nowego. Pozostając w temacie Open Eyes Economy Summit – jesteście z nami od samego początku. To zwykły sponsoring czy wiążąca deklaracja ideowa?

BB: Na OEES rozmowy dotyczą pewnych wartości, które są dla nas ważne. Tak naprawdę połączyły nas zainteresowanie profesora Jerzego Hausnera gospodarką w obiegu zamkniętym i prace „analityczno-naukowe”, które ING publikował na ten temat, czyli wspólne dążenie do promowania rozwiązań wspierających gospodarkę w obiegu zamkniętym. Później, kiedy OEES poświęcał uwagę przedsiębiorstwom zbudowanym na wartościach, których reprezentanci myślą w dłuższej perspektywie czasu, jeszcze bardziej współpraca nam odpowiadała – to była zbieżność wartości, które chcemy popularyzować. To także scena, na której możemy złożyć deklaracje dotyczące tego, kim jesteśmy i w jakim kierunku chcemy podążać.

MZ: Kiedyś bardzo chciałem, aby w Polsce powstał bank, w którym otworzę konto, i to będzie swego rodzaju deklaracja światopoglądu dotycząca wartości. Wewnętrzne działania ING są dla mnie przekonujące, ale co można zrobić, aby komunikacja zewnętrzna, skierowana do konsumentów była równie klarowna?

BB: Na pewno wzbraniałbym się przed przekształcaniem wartości w hasła reklamowe. Te wartości same powinny się bronić i przekonywać klientów tym, że są obecne w naszym banku i wszyscy je reprezentujemy. I tak pewne elementy od czasu do czasu stają się widoczne – na przykład w kampanii „Czy my Polacy mamy ze sobą coś wspólnego? Nie widać. Bo to powietrze” czy w kampanii „Czy posiadanie stało się sensem naszego życia?”. Jesteśmy przede wszystkim instytucją, która ma misję i próbuje ją realizować w jak najlepszy sposób. Wyciąganie tego na sztandary jest chyba zbyt nachalne. Nikomu nie mówimy, jak ma żyć albo się zachowywać. Mówimy, kim jesteśmy i co możemy obiecać, jeżeli ktoś zechce nam zaufać. Na pewno niczego nie narzucamy.

MZ: Pewnie łatwo jest przeszarżować z takimi komunikatami.

BB: Nikt nie lubi być pouczany. Za to ludzie lubią konkretne rozmowy o konsekwencjach podejmowanych decyzji, zwłaszcza z ekspertami. Ekspert to osoba, której się ufa, a żeby zdobyć zaufanie, należy być przyzwoitym. Brzmi to górnolotnie, w związku z czym wydawałoby się, że komercja u nas słabnie, ale kiedy spojrzymy na nasze wyniki, tempo wzrostu i przyrost klientów, to – w moim przekonaniu – wypadamy bardzo dobrze. Z punktu widzenia efektywności ekonomicznej, która oczywiście jest bardzo ważnym elementem, rośniemy w tak szybkim tempie, że szybciej się nie da.

MZ: Myślę, że warto szukać sposobów na to, jak takie komunikaty wysyłać taktowanie do ludzi.

BB: Panie redaktorze, jestem przekonany, że nasz sygnał wystarczająco mocno ląduje w głowach klientów.

MZ: Bardzo podoba mi się naturalność, z jaką do tego dochodzi. Choć czuję, że można tu jeszcze pokombinować.

BB: Jako szef agencji reklamowej, rozumiem? (śmiech)

MZ: W czasach kryzysu sektora bankowego społeczeństwo dowiedziało się jakiejś nowej prawdy o bankach – informacje o kwotach wynagrodzeń członków zarządów banków, które były w USA podnoszone przez rząd itd. Przeczytałem gdzieś, że dawniej banki były instytucjami zaufania publicznego. A jak to dziś wygląda z perspektywy prezesa banku? I nie pytam teraz o ING, ale o cały sektor.

BB: Podstawowym problemem logicznym jest to, że próbujemy pod pojęciami „banki” i „sektor bankowy” rozumieć najróżniejsze twory. Tak rozumiany sektor bankowy nie istnieje i nigdy nie istniał. Kiedy wspomina pan o bankach amerykańskich, mówi pan o bankach inwestycyjnych. A odległość kulturowa i profesjonalna między bankiem komercyjnym – takim jak my – a bankiem inwestycyjnym jest pewnie zdecydowanie większa niż między nami a np. rafinerią ropy naftowej. To są zupełnie inne wartości. Jeżeli chodzi o rynek polski, a nasze usługi mają charakter bardzo lokalny, to w Polsce poziom zaufania do banku jest bardzo wysoki, i zawsze był, pomimo wszelkich zakrętów, kredytów frankowych, które najbardziej podważyły zaufanie klientów, i to znacznie później niż kryzys z 2008 r. Polacy szczególnie ufają swoim bankom. To sformułowanie „instytucja zaufania publicznego” ma oczywiście drugie znaczenie – bardziej formalne i prawne. Bank to instytucja, która ma licencję na przyjmowanie depozytów od podmiotów niefinansowych. Za to płaci elementem licencyjnym, koncesyjnym, regulacyjnym z całym wynikającym z tego obciążeniem. Dlatego jesteśmy zobowiązani, jako instytucja zaufania publicznego, do tego, aby pieniądze, które powierzają nam podmioty niefinansowe, czyli przeciętny Kowalski, były bezpieczne, bo nad nimi czuwa cały system kontroli i zabezpieczeń. Tym się właśnie wyróżniamy na tle innych instytucji. Z jednej strony mamy zaufanie klientów, z drugiej regulacje prawne, które obowiązują dniem i nocą. A banki inwestycyjne już niekoniecznie mają takie ograniczenia.

MZ: Czyli wniosek końcowy jest taki, żeby nie mylić banków komercyjnych z szeroko pojętą branżą finansową.

BB: Przede wszystkim nie generalizujmy i nie wrzucajmy zbyt wielu podmiotów do jednego worka. Nasze zarobki nigdy nie będą takie jak te prezesów amerykańskich banków. W Polsce nigdy nie było takich wynaturzeń, więc nie było także takich ekscesów. Oczywiście niektóre przeniosły się z mediów zachodnich na nasz grunt. Do tego doszła wielka dyskusja dotycząca franków, polisolokat czy sprzedaży obligacji komercyjnych. Tylko że te zjawiska występują w każdym sektorze. Dyskusja o tym, kto zawinił, rodzi skrajne interpretacje. Mogę mówić o tym ze spokojem, bo ING był bardzo przeciwny udzielaniu kredytów frankowych w Polsce i wskazywał bardzo wyraźnie ryzyko, które jest z tym związane.