Nr 2

Na krańcu świata. Przerąbane

Świat chce, by Polska zaprzestała wyrębu Puszczy Białowieskiej – żąda ochrony dziedzictwa. A przecież atak kornika drukarza może doprowadzić do uschnięcia wszystkich drzew w Puszczy. Co chcą chronić te instytucje, czego bronią ekolodzy?

Na terenie lasów Białowieży od wielu miesięcy trwają regularne protesty przyrodników i aktywistów­‑ekologów, zdarzają się starcia z Policją, niesnaski z robotnikami leśnymi, trwa spór większości świata nauki z Ministrem Środowiska. Maszyny leśne stały się symbolem złowrogiego ataku na niewinną naturę.

O co tak naprawdę chodzi w sporze ekologów i leśników? Dlaczego wycinka drzew zainfekowanych kornikiem nie zawsze ma sens? Dlaczego z drugiej strony nie możemy sobie pozwolić, by lasy w całej Polsce pozostawić naturze?

Interweniują instytucje międzynarodowe

Polska ma natychmiast zaprzestać wycinki drzew w najstarszej części Puszczy Białowieskiej – taką decyzję podjęto na 41. sesji UNESCO, na początku lipca 2017 r. Ponieważ zgromadzenie komitetu jednej z najważniejszych instytucji światowych odbywało się w Polsce, w Krakowie, nie obyło się bez głośnych demonstracji i sporych emocji.

Kiedy obradował komitet UNESCO, mijał już ponad rok, odkąd rozpoczęto wycinkę części lasów na obszarze Puszczy Białowieskiej. Polskę wezwano do zatrzymania wyrębu oraz przygotowania raportu o stanie Puszczy.

Po decyzji komitetu wicepremier Gliński tłumaczył dziennikarzom, że istnieją dwa skrajne stanowiska: ekologów, którzy chcieliby pozostawić Puszczę bez ingerencji człowieka, oraz Lasów Państwowych traktujących las jako obszar gospodarki mający przynosić dochody.

– Problem z Puszczą polega na tym, że nie jest to jednorodny teren. Część Puszczy to lasy, które można nazwać naturalnymi, przez lata nienaruszane przez człowieka; natomiast część była przez człowieka przekształcana. W związku z tym człowiek musi aktywnie podchodzić do ochrony przyrody – mówił Gliński. Co ważne, spór dotyczy przede wszystkim obszaru znajdującego się poza samym Białowieskim Parkiem Narodowym, ale na terenie jego otuliny, a więc mającym zabezpieczać prawdziwie dziki las przed ingerencją człowieka.

Wkrótce po UNESCO do wstrzymania wyrębu Puszczy zawezwał Polskę unijny Trybunał Sprawiedliwości ze Strasburga, zaś Komisja Europejska zaczęła upominać nasz rząd. To dlatego, że na terenie Puszczy rozciąga się obszar Natura 2000, a więc rejon szczególnie cenny ze względu na siedliska zwierząt i stanowiska występowania rzadkich roślin.

Czynna, bierna – jaka?

We wsiach południowej Polski, w małym regionie Orawa starsi ludzie śpiewają czasem: „Hej bucki som, bucki som, / popod Babiom Górom”. Piosenka jest o tyle interesująca, że tych buków pod Babią Górą nie ma już od dobrych 75 lat (przynajmniej nie po jej południowej, orawskiej stronie). Chodzi o mieszane lasy jodłowo­‑bukowe, gdzie w sezonie wczesnojesiennym rosną prawdziwki. Lasy te zostały zastąpione przez połacie świerkowe – efekt monokultury uprawianej w XIX i XX w. przez leśników austriackich i niemieckich, a później ich polskich uczniów.

Podobnie stało się i po drugiej stronie tego popularnego szczytu Beskidu Żywieckiego. Na północnych zboczach góry szefostwo Babiogórskiego Parku Narodowego systematycznie zaczęło więc odtwarzać lasy bukowo­‑jodłowe. Spotkało się to z dość burzliwym odbiorem ze strony przyrodników, bo zaczęło się w czasie, gdy w otaczających BgPN lasach trzeba było na gwałt wycinać dziesiątki hektarów świerków, by ratować zarobek przed kornikiem.

Sytuacja wokół Babiej Góry to klasyczny spór między zwolennikami biernej i czynnej ochrony przyrody, a więc między pozostawianiem jej samej sobie a ingerencją, która pozwala zachować ginący gatunek, odnowić stanowiska roślin czy siedliska zwierząt.

Spór ten wydaje się nie do rozstrzygnięcia, choćby ze względu na mnogość przykładów wskazujących na zalety jednego i drugiego rozwiązania. Aktywne przywracanie lasu bukowo­‑jodłowego na północnych zboczach Babiej Góry, a więc ograniczanie powierzchni lasów świerkowych, mogło skończyć się źle dla dzięcioła trójpalczastego, chętnie zamieszkującego tereny z licznymi gnijącymi okazami drzew. Wydaje się więc, że dużo lepsze byłoby pozwolenie, żeby las bukowo­‑jodłowy odnowił się sam. Niestety taki proces potrwałby nie 80, jak przy aktywnej wymianie, ale 300, 400, a może i 500 lat.

Podmokłe łąki nad Biebrzą nie miałyby chronionej prawem wartości bez aktywnego udziału człowieka, który systematycznie je podkasza. Dzięki człowiekowi nie dochodzi do zarastania łąk i torfowisk ciągnących się wzdłuż Biebrzy. A to z kolei pozwala tam bytować wielu rzadkim gatunkom ptaków. Przez dziesiątki czy setki lat rolnicy zdobywali tu tanią paszę i paliwo, jednocześnie tworząc odpowiednie warunki życia dla ptaków. Ponieważ rolnictwo uległo przeobrażeniu, dziś trzeba pilnować, żeby te atrakcyjne dla zwierząt terytoria nie uległy degradacji. Dlatego raz na 3 lata (taka częstotliwość wystarczy) Biebrzański Park Narodowy część swojego obszaru dzierżawi rolnikom na atrakcyjnych warunkach finansowych (na dzierżawiony teren rolnicy mogą pobierać także dopłaty unijne) – po to, by kosili łąki. Jest tylko jedno ograniczenie: nie można tego robić maszynami, żeby nie płoszyć zwierząt. Do ptaków korzystających na wykaszaniu należy między innymi zagrożony orzeł bielik, który w niższej trawie może łatwiej wypatrzyć ofiarę.

W Polsce nadal dominuje sięgające korzeniami XIX i XX w. wieku antropocentryczne podejście do świata. Zgodnie z nim przyroda ma służyć człowiekowi, a więc również być dla niego źródłem korzyści materialnych. W konsekwencji bierna ochrona przyrody wciąż pozostaje u nas niepopularna. Właśnie dlatego w Lasach Państwowych często się zdarza, że bierna ochrona przyrody uznawana jest za stratę powierzchni produkcyjnej albo obniżanie wartości drewna. Tak jak teraz w Puszczy Białowieskiej – leśnicy przekonują, że wycinając zaatakowane przez korniki drzewa, służą społeczeństwu, bo generują wpływy do wspólnego budżetu oraz chronią obecny wygląd Puszczy. Ochrona bierna, postulująca w tym przypadku rezygnację z użytkowania lasu, postrzegana jest przez nich jako hamulec nowoczesności i rozwoju.

Ochrona przyrody to dopiero XIX w.

Bierne podejście do przyrody było pierwszym sposobem jej ochrony. Wszystko zaczęło się w XIX w., kiedy o przyrodzie zaczęto myśleć w kategoriach ochrony wartości, a nie wyłącznie zrównoważonego gospodarowania, pozwalającego podtrzymać gatunki, źródło dochodów, żywności i paliwa.

Z dzisiejszego punktu widzenia trudno nazwać ochroną przyrody zakaz polowania na wybrany gatunek zwierząt. Takie zakazy zwykle wprowadzali władcy feudalni, ale po to, by zadbać o swoją królewską lub wojenną spiżarnię, a nie ze względu na przyrodę samą w sobie. W Polsce pod taką ochronę dość szybko trafiły żubry i tury (tych ostatnich i tak nie udało się uratować, a żubr ledwo przetrwał), ale też na pewnych obszarach bobry lub niedźwiedzie.

Co ciekawe, bardzo wcześnie przejawili potrzebę ochrony przyrody mieszkańcy młodziutkich Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Na początku XIX w. powstały tam pierwsze utwory, głównie literackie, w których pojawiały się spostrzeżenia dotyczące wpływu człowieka na przyrodę. James Fenimore Cooper, znany jako autor Ostatniego Mohikanina, napisał swój pięciotomowy cykl przygód samotnego trapera m.in. po to, by przemycić do świadomości społeczeństwa wizję negatywnego wpływu zachodniej cywilizacji na przyrodę. Najgrubsza część książki, zatytułowana Preria, jest właściwie poświęcona tylko temu problemowi.

Najsłynniejszym przedstawicielem myśli przyrodniczej jest z kolei Henry David Thoreau, autor Obywatelskiego nieposłuszeństwa oraz esejów autobiograficznych zatytułowanych Walden, czyli życie w lesie. Ta ostatnia pozycja, kumulująca doświadczenia 2 lat samotnego życia autora nad stawem Walden, była jednym z fundamentów idei, która doprowadziła do utworzenia Yellowstone – pierwszego na świecie parku narodowego.

Pod pojęciem parku narodowego kryje się zestaw wartości skłaniających społeczeństwa do ochrony przyrody, czy to w postaci całych obszarów, czy wybranych jej elementów, tzw. pomników przyrody. Decyzje o tworzeniu pierwszych parków narodowych wynikały z chęci ochrony wartości estetycznych, środowiskowych, krajobrazowych i patriotycznych. Park Yellowstone miał za zadanie nie tylko zachować wyjątkowe piękno tamtejszej przyrody, ale też kształtować ducha nowego narodu amerykańskiego.

Podobnie było w Europie. Tak się składa, że pierwszą na świecie ustawę o ochronie konkretnego gatunku uchwalono w 1868 r. we Lwowie. Sejm krajowy Galicji uznał wtedy, że świstaki i kozice górskie należy objąć zakazem polowań – głównie z powodu ich wyjątkowej atrakcyjności na rynku trofeów, która doprowadziła do drastycznego przerzedzenia pogłowia tych zwierząt w Tatrach. W sprawie interweniowali nawet biskupi, pisząc do proboszczów na Podhalu, by ci napominali wiernych.

Ochrona zwierząt tatrzańskich, a później samych Tatr w nie mniejszym stopniu była motywowana względami narodowościowymi. XIX w. to epoka emancypacji narodowej grup etnicznych, które poszukiwały symboli jednoczących wspólnotę. Górale podhalańscy, kozica i świstak, Giewont – wszystko to znalazło się w zbiorze symboli narodowych, a Tatry dość szybko stały się dzięki temu miejscem szczególnej troski o przyrodę. Były to skuteczne zabiegi – do dziś większość Polaków odczuwa przemożną potrzebę odwiedzenia Zakopanego choćby raz w życiu.

Dziś, ale jak za czasów cara

Prezentowane dzisiaj przez obrońców Puszczy Białowieskiej stanowisko, zgodnie z którym jak największy jej obszar pozostawić należy prawom przyrody, nawet gdyby miało oznaczać to uschnięcie wielu hektarów lasu, jest bardzo bliskie koncepcjom opracowanym ponad 100 lat temu w carskiej Rosji. Jednym z reprezentantów takiej myśli był Gieorgij Kożewnikow, profesor zoologii z Moskwy. Jego podejście uformowało się po podróżach – widział m.in. Grunewald pod Berlinem, niewielki las pełniący tak naprawdę funkcję parku dla mieszkańców miasta. W USA chronione obszary były z kolei olbrzymie, ale ludzie mogli wkraczać na nie bez żadnych obostrzeń. W efekcie wraz z narastającą motoryzacją z czasem stały się miejscem wycieczek samochodowych, a cywilizacja coraz głębiej i brutalniej wdzierała się w dawną nieskalaną puszczę. Proces ten sugestywnie opisuje William Faulkner, np. w zbiorze opowiadań zatytułowanych Wielki las.

Kożewnikow zaproponował ochronę absolutną. Wyznaczone miejsca miały się rządzić wyłącznie prawami przyrody i być całkowicie wolne od ingerencji człowieka. Po przeanalizowaniu doświadczeń zachodnioeuropejskich Rosjanie uznali, że obszar objęty ochroną absolutną powinien być duży i dziewiczy. Działalność człowieka postanowiono dopuszczać właściwie tylko pod postacią badań naukowych, być może turystyki, ale tylko dla grup zorganizowanych, nigdy masowych wycieczek. Najważniejsze było jednak założenie, że człowiek nie mógł ingerować w to, co dzieje się na obszarze chronionym. Ten projekt – w wariancie opartym na pierwotnych, surowych założeniach – nigdy nie został w Rosji wdrożony. W okresie komunizmu na obszarze ZSRR wyznaczono tereny ochrony ścisłej, ale i one nie były całkowicie wolne od wpływu człowieka. To autorskie podejście spowodowało, że pierwszy w Rosji park narodowy zgodny ze światowymi standardami utworzono dopiero w 1983 r.

UNESCO – każdy chce być na liście

Interwencja UNESCO w sprawie Białowieży to konsekwencja wpisania Puszczy na listę dziedzictwa międzynarodowego, a więc do spisu obszarów, miejsc lub rzeczy szczególnie cennych z punktu widzenia kultury i przyrody. Obiekty tam wymienione uznawane są przez międzynarodową społeczność za dziedzictwo wspólne dla całej ludzkości. Jak jest z ochroną tego dziedzictwa, jak jest traktowane – to już odrębna sprawa.Obszarem działania UNESCO jest przede wszystkim świat wartości. O tym, że UNESCO prowadzi też działalność polityczną, myśli już mało kto. Organizacja rozpoznawalna jest głównie dzięki liście dziedzictwa. Po kilkudziesięciu latach istnienia można powiedzieć, że siła organizacji jest realna, choć rzadko widoczna wprost. To forma tzw. soft power. O atrakcyjności tego rodzaju międzynarodowej dyplomacji dobrze świadczy fakt, że UNESCO skupia więcej członków niż sama ONZ.

W konwencji paryskiej z roku 1972, inicjującej listę światowego dziedzictwa, zdefiniowano kryteria powszechnie uznawanego zbioru wartości. Warto przypomnieć, iż Polska – jako wyjątek z krajów bloku sowieckiego – była jednym z pierwszych sygnatariuszy tej konwencji, dzięki czemu Kraków czy Wieliczka są jednymi z najstarszych jej beneficjentów. Lista stała się rodzajem moralnej rekompensaty i motywacji. W Polsce mogliśmy dzięki niej poczuć, że ktoś docenia naszą kulturę. Dzisiaj wpis na listę oznacza już nie tylko wyróżnienie, ale i zobowiązanie do pietyzmu w ochronie najcenniejszych dóbr. Polska ma na liście 30 obiektów dziedzictwa kulturowego oraz 1 skarb przyrodniczy: Puszczę Białowieską.

Dziedzictwo kulturowe nierzadko pada ofiarą konfliktów: militarnych, jak np. ostatnio Palmyra w Syrii, czy niemilitarnych, jak Bamian w Afganistanie. Starożytne miasto Palmyra legło w gruzach działań wojennych – terroryści z ISIS zdewastowali je na złość zachodniemu światowi. Z kolei w Bamian Talibowie zniszczyli buddyjskie posągi z V w. n.e. w imię swojej interpretacji islamu.

Europa zanotowała już raz przypadek konfliktu pomiędzy dziedzictwem a rozwojem. Kilka lat temu z listy UNESCO skreślone zostało Drezno. Poszło o most. W roku 2004 Drezno wpisano na listę wraz ze znajdującą się w jego okolicach malowniczą doliną Łaby. Kilka lat później 68 proc. mieszkańców – mimo protestów intelektualistów – zdecydowało w referendum, że chcą budowy mostu w miejscu, które było wykluczone z zabudowy poprzez wcześniejszy wpis na listę UNESCO. Dziedzictwo jest więc w głowach ludzi, a nie w rzeczach. I to od ludzi zależy, czy zostanie zachowane. Jeśli miejscowa społeczność nie ma świadomości, jaka jest wartość otaczającego ją dziedzictwa, konsekwencją będzie konflikt, a czasem – jak w Dreźnie czy Bamian – porażka. Dlatego tak ważna jest edukacja na rzecz dziedzictwa. Świadomość lokalna jest warunkiem koniecznym, by w ogóle myśleć o wpisaniu jakiegoś obiektu na listę. Bez akceptacji ludzi taki gest nie ma sensu – wpis nie zostanie zrozumiany. Traktowany będzie jak zewnętrzny atak, opresja. Nie o to przecież chodzi.

Co tną Lasy Państwowe?

W Polsce lasy stanowią blisko 28,8 proc. powierzchni kraju, zajmując ponad 9,1 mln hektarów. To wysoki, choć nie najwyższy poziom zalesienia. Największą powierzchnię lasów ma Finlandia – 68,6 proc. kraju, ale już Bułgaria – 34,8 proc., Francja – 26,9 proc., Niemcy – 29,1 proc. Zaraz po Niemczech jest Polska. Na samym dole zestawienia figurują natomiast Węgry – 18,3 proc., Dania – 11,6 proc. i Wielka Brytania – 9,8 proc. Większość naszych lasów to plantacje drzew lub tereny silnie przekształcone przez człowieka.

Lasy Państwowe zarządzają 78 proc. tej powierzchni, zaś 2 proc. znajduje się na obszarze Parków Narodowych. Rozkład terenów znajdujących się w rękach LP związany jest z polską historią – najwięcej lasów prywatnych rośnie w Małopolsce czy na Mazowszu (stanowią blisko 45 proc. wszystkich w województwie), najmniej w Lubuskiem i Zachodniopomorskiem (ledwie 1,5 proc.).

Cała Puszcza Białowieska po obu stronach granicy polsko­‑białoruskiej liczy 150,5 tys. ha. z tego 87 tys. ha (59 proc.) leży po jej wschodniej stronie i w całości jest białoruskim parkiem narodowym, zaś 62 tys. ha (41 proc.) to powierzchnia polskiej części Puszczy.

Tylko 10,5 tys. ha polskiej Puszczy to park narodowy, reszta – 51,5 tys. ha – to obszary znajdujące się we władaniu nadleśnictw: Białowieża, Browsk i Hajnówka. Obszar ścisłej ochrony przyrody po stronie białoruskiej to mniej więcej 18 proc. tamtych lasów. Po stronie polskiej tylko 7,5 proc. powierzchni.

Puszcza Białowieska została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1979 roku – wtedy jeszcze jako polski obszar 5 tys. ha lasu wchodzący w obręb Białowieskiego Parku Narodowego. W 1992 roku wpis został rozszerzony o białoruską część Puszczy. Zaś w 2014 roku obszarem uznawanym za światowe dziedzictwo objęto całą część polską. Właśnie ta ostatnia decyzja jest podważana przez obecne władze Ministerstwa Środowiska, bo dodatkowy obszar nie jest już lasem dziewiczym.

Białowieski Park Narodowy na terenie objętym ścisłą ochroną nawet w ¼ składa się z martwego drewna. Dzięki rozkładowi martwych pni do gleby wracają substancje odżywcze nadające jej żyzność. Rozkładające się drewno jest też siedliskiem dla grzybów, bakterii i bezkręgowców. Często to rzadkie gatunki stanowiące cenne pożywienie dla zwierząt. Takie miejsca można w Polsce spotkać jeszcze jedynie w Bieszczadzkim Parku Narodowym, gdzie również – choć z powodu trudnej dostępności części tamtejszych lasów – nawet ¼ drzew może być martwa. Na terenie innych parków narodowych w Polsce prowadzona jest dość intensywna gospodarka leśna.

Lasy Państwowe zatrudniają ok. 25 tys. osób, a średnia płaca to 7 tys. zł brutto. Systematycznie zwiększają wycinkę (z 17 mln m sześc. w 1990 r. do 37,7 mln m sześc. w 2014 r.), ale jednocześnie powiększają zapasy – wycina się bowiem ok. 55 proc. tego, co przyrosło. Wartość drewna, które pozyskują, przekracza 7 mld zł rocznie. W większości kupują je firmy papiernicze i meblarskie zatrudniające w Polsce ok. 250 tys. ludzi. Na eksport kierowanych jest 9 z 10 wytworzonych w Polsce mebli. Powstaje u nas np. ogromna część mebli światowego giganta tej branży – firmy IKEA (przedsiębiorstwo ogłosiło jednak, że produkujące dla niej zakłady nie będą się zaopatrywać w drewno z Białowieży). Eksport produktów drewnianych wart jest ok. 45 mld zł.

Obecnie pozyskiwane z Puszczy drewno nie spełnia warunków certyfikatu FSC (Forest Stewardship Council), który jest gwarancją zrównoważonej gospodarki leśnej i w pełni legalnego pochodzenia surowca z terenów, na których jego pozyskanie nie naruszało wartości przyrodniczych. Nadleśnictwa puszczańskie straciły go w roku 2010.
Cała Puszcza Białowieska w Polsce to zaledwie 1 proc. powierzchni polskich lasów. Lasy Państwowe w 2015 r. zarobiły na sprzedaży drewna ze wszystkich swoich lasów 8 mld zł i zakończyły rok zyskiem ponad 130 mln zł oraz wpłatą do kasy państwa 800 mln zł.

W tym kontekście trudno zatem uzasadnić potrzebę wycinki drzew w Puszczy finansami. Z powodu ochrony tego terenu nadleśnictwa puszczańskie od wielu lat są niedochodowe. Tymczasem w pierwszym półroczu 2017 r. zarobiły na sprzedaży drewna 11 mln zł (ok. 2 razy więcej niż w zeszłym roku), pozyskując 112 tys. m sześc. drewna (do końca roku miały sprzedać prawie 166 m sześc.). Tylu drzew nie wycięto w Puszczy od 1988 roku

Strasburg wzywa…

Nie wiadomo, jak skończy się spór o Puszczę. Ministerstwo Środowiska przez całe lato ignorowało nie tylko decyzję UNESCO, ale też wyrok unijnego Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu. Z terenu Puszczy wyjeżdżały kolejne drzewa wycięte wbrew decyzjom tych instytucji. Wiele transportów zablokowali aktywiści, powstrzymywali też pracę maszyn, tzw. harwesterów.

Pod koniec lipca Trybunał podjął decyzję o nakazie natychmiastowego wstrzymania wycinki Puszczy Białowieskiej na obszarach chronionych. To środek tymczasowy. Wnioskowała o niego Komisja Europejska, która 11 września postanowiła się zająć sprawą Puszczy i postępowaniem Polski w tej sprawie. Zgodnie z przepisami unijnymi Polsce grozi utrata funduszy europejskich w wysokości ok. 4 mld zł, jeśli nie zastosuje się do decyzji Trybunału. Spór o wartości przyrodnicze i dziedzictwo kulturowe zszedł na poziom sporu politycznego.

Takie miejsca jak Puszcza Białowieska są dziś ludzkości potrzebne szczególnie. W świecie silnie przekształconym przez człowieka i bardzo uprzemysłowionym obszary nietknięte ludzką ręką są niezmiernie rzadkie. Puszcza Białowieska przetrwała nienaruszona niemal do początku XX w., a później, mimo pewnych ingerencji, szybko, bo już w roku 1932, została objęta ochroną – w kraju biedniejszym i bardziej zalesionym niż obecna Polska. Nikt ze strony naszego rządu nie wyjaśnił dotąd, dlaczego ten skrawek, niespełna 1 proc. powierzchni polskich lasów, nie może stać się obszarem ochrony absolutnej.

Bartosz Piłat