Nr 1

Smog nasz powszedni, dziedzictwo rewolucji przemysłowej

Smog jest problemem wszystkich miast. W Wiedniu czy Londynie ograniczanie zanieczyszczeń to poprawa komfortu życia, ale w Pekinie i Zabrzu to walka o życie. Im mniej zrównoważony rozwój miasta – tym gorsza sytuacja.

Historia smogu to opowieść o naszej cywilizacji. Wszystko zaczęło się wraz z rewolucją przemysłową, gdy niezbędnym do napędzania dynamiki gospodarki paliwem okazał się węgiel – najpierw w formie węgla drzewnego, później w postaci rud węgla. Przemysł, rozwój i rosnąca liczba mieszkańców miast – wszystko to doprowadziło w XIX w. do niespotykanego wcześniej nagromadzenia na małym obszarze różnego rodzaju źródeł zanieczyszczeń.

Przyjęty w Wielkiej Brytanii w 1956 r. Clean Air Act, pierwszy pakiet przepisów dotyczących walki z zanieczyszczeniami powietrza, był efektem kilkudniowego kataklizmu smogowego. Na początku grudnia 1952 temperatura spadła drastycznie i ludzie zaczęli ogrzewać mieszkania piecami węglowymi. Na domiar złego nad Londynem zawisła wielodniowa mgła, która utrzymywała zanieczyszczenia tuż nad gruntem. Ludzie przewracali się na ulicach, nie byli w stanie oddychać. 4 500 osób zmarło, głównie z powodu schorzeń układu krążenia, a 15 000 nie pojawiło się w pracy z powodu choroby. Ta katastrofa trwała od 4 do 9 grudnia, ale zgodnie z późniejszymi badaniami w następnych miesiącach, z powodu powikłań wywołanych skażeniem powietrza, zmarło ok. 7 000 kolejnych mieszkańców stolicy Wielkiej Brytanii.

Kataklizm skłonił rządzących Zjednoczonym Królestwem do podjęcia radykalnych działań i wycofania pieców na węgiel oraz drewno z Londynu, a następnie z całego kraju. Z węgla dokonano wielkiej przesiadki na gaz. Podobne kroki były później podejmowane przez wiele miast i krajów. Na przełomie lat 80. i 90. XX w. jednym z ostatnich dużych miast Zachodu, które zdecydowało się na taki ruch, był Dublin, gdzie zupełnie zakazano używania węgla do ogrzewania domów. Efekt? W ciągu kilku lat o blisko połowę spadła liczba osób umierających na choroby układu krążenia.

Co zabija ludzi? Koktajl pyłów składający się m.in. z toksyn (jak benzo(a)piren) i metali ciężkich (jak kadm, ołów i rtęć), a także z tlenków azotu. Te ostatnie, których źródłem są w miastach głównie rury wydechowe samochodów, negatywnie działają na układ nerwowy. Dlatego dzieci urodzone i wychowane w pobliżu zatłoczonych samochodowych arterii częściej niż inne mają objawy padaczki czy astmy. Metale ciężkie także szkodzą układowi nerwowemu, a przy okazji zwiększają prawdopodobieństwo zapadnięcia na choroby nowotworowe.

Największym szkodnikiem są jednak pyły: PM 20, PM 10 i PM 2,5 – drobinki kilkukrotnie mniejsze od średnicy włosa. Te grubsze, wdychane do płuc, przenikają do krwiobiegu; pyły PM 2,5 mogą zaś być wchłaniane przez skórę. Grubsze pyły sprzyjają rozwojowi alergii i astmy, a na dłuższą metę mogą wywołać u ludzi choroby płuc, na jakie dawniej zapadali górnicy. Tych problemów da się uniknąć, przenosząc się do miejsca z czystym powietrzem, ale konsekwencje związane z wdychaniem benzo(a)pirenu bywają nieodwracalne.

Benzo(a)piren, substancja silnie kancerogenna, obecny w organizmie sprzyja groźnym mutacjom kodu komórkowego. Najwięcej jest go tam, gdzie domy ogrzewa się węglem. Dziś podobne problemy jak dawny Londyn czy Dublin mają miasta krajów rozwijających się: Polski, Bułgarii, Rumunii, Czech, Indii, Chin. Wątpliwą markę światowego lidera zanieczyszczeń dzierży Pekin – miasto, gdzie w chłodne dni z okien nie widać pobliskich budynków, tak bardzo zanieczyszczone jest tam powietrze. Jak wszędzie, gdzie zanieczyszczenie sięga katastrofalnych stężeń, winne są domowe piecyki węglowe. Niezamożni mieszkańcy Pekinu ogrzewają tanim i powszechnie dostępnym węglem. Piece węglowe są największym problemem w krajach rozwijających się w sposób niezrównoważony. Co to oznacza? Rozwój sieci transportowych dotyczy tam wybranej dziedziny, najczęściej dróg. Koleje idą w odstawkę, a w konsekwencji przez miasta przebijają się setki tysięcy aut (do Warszawy wjeżdża codziennie 600 tys. samochodów). W nierównomiernie rozwijających się miastach stawia się na rozwój przedsiębiorstw, zapominając o dobrym planowaniu przestrzeni. Liczą się kolejne miejsca pracy i podatki, ale już nie dobre planowanie osiedli dla nowych pracowników. W efekcie tworzy się osiedla bez parków, szkół i sklepów – do najbliższych dojechać można wyłącznie samochodem. Ponieważ społeczeństwa takich krajów nie są zamożne, politycy nie stawiają im wysokich wymagań dotyczących budowy domów. Powstają budynki najtańsze w realizacji, za to bardzo kosztowne dla środowiska i społeczeństwa – ogrzewane wciąż tanim węglem i trujące całą okolicę. Koszty takiego nierównego rozwoju są ogromne.

Według danych WHO w Polsce z powodu zanieczyszczeń powietrza rocznie umiera przedwcześnie ok. 45 tys. ludzi. To więcej niż liczba ofiar wypadków samochodowych, a przecież pod tym względem Polska jest jednym z niechlubnych liderów Unii Europejskiej. Wynikające z zanieczyszczenia powietrza koszty leczenia, nieobecności w pracy i prywatne wydatki Polaków na leki sięgają 26 mld zł rocznie – wynika z najświeższego raportu Komisji Europejskiej. W skali świata problem jest równie gigantyczny. Zdaniem WHO zły stan powietrza powoduje co roku zgon 12,6 mln ludzi.

I Paryż, i Zabrze mają problemy z utrzymaniem jakości powietrza. Jednak w stolicy Francji za katastrofalną uznaje się sytuację, gdy stężenie pyłów PM 10 przekracza 80 mikrogramów na m sześc., gdy dopuszczalna maksymalna dawka dzienna to 50 mikrogramów. W Polsce zimą nikogo nie zaskakuje stężenie rzędu 200, 300, 400 czy nawet 800 mikrogramów. We Francji zmagają się bowiem z zanieczyszczeniami wywołanymi przez samochody, w Polsce jesteśmy na etapie Londynu lat 50. XX w.

Nie da się ukryć, że Kraków, Delhi czy Pekin działają z ogromną motywacją, by doprowadzić jakość powietrza do dopuszczalnego stanu. Stolica Małopolski zakazała ogrzewania domów węglem i drewnem od 2019 r. Żadne miasto w Polsce nie ma tak wielkich doświadczeń i takiego know-how jak Kraków. Ruchy społeczne naciskają na władze, a te wydają dziesiątki milionów złotych na likwidację blisko 30 tys. pieców rozsianych po całym mieście. W Krakowie wiedza społeczna o zagrożeniach płynących z zanieczyszczeń powietrza jest już dość duża, ale reszta Polski, w tym rządzący, wciąż pozostaje nieświadoma lub głucha na problem.

pil