Nr 4

Trójgłos o Trójmieście

O przyszłości Trójmiasta jako metropolii Jego gospodarze: Aleksandra Dulkiewicz, Jacek Karnowski i Wojciech Szczurek w rozmowie z Mateuszem Zmyślonym
ALEKSANDRA DULKIEWICZ – polska samorządowiec i prawniczka, od 2019 r. prezydent Gdańska, od wczesnej młodości zaangażowana w życie Gdańska.
JACEK KARNOWSKI – polski polityk, samorządowiec, od 1998 r. prezydent Sopotu, działalność polityczną rozpoczął jeszcze na studiach.
WOJCIECH SZCZUREK – doktor nauk prawnych, od 1990 r. aktywny samorządowiec, prezydent Gdyni nieprzerwanie od 1998 r.

Gdańsk, Sopot, Gdynia. Trójmiasto. Fenomen stworzony przez historię – jedyny w swoim rodzaju. Różnorodność, której Trójmiastu może pozazdrościć każde inne miasto na świecie. Hanzeatycki, nobliwy, gotycki Gdańsk. Obok zielony, prestiżowy i kulturalny kurort – Sopot. Jeszcze dalej – szybka, młoda, witalna, designerska Gdynia.

Każde z osobna jest – nie bójmy się tego sformułowania – fajnym miastem. Każdym można się zachwycić. Każde różni się od pozostałych.
Gdy spojrzymy na ten tercet jak na jedną metropolię, wyłoni się jeszcze inna wizja rzeczywistości: ponadmilionowy organizm miejski, genialnie położony nad morską zatoką, u ujścia największej z wpadających do Bałtyku rzek, na pięknym, urozmaiconym przez morenowe wzgórza i rozległe lasy terenie. Metropolia klasy światowej o potencjale, który pozwala snuć ambitne plany.

Mateusz Zmyślony: Co oprócz kultowej „eskaemki” łączy wasze miasta?

Jacek Karnowski: Historia, ludzie – tak naprawdę to dla nas jeden organizm wielkomiejski, metropolia. Mieszkasz w Gdańsku, pracujesz w Sopocie, dzieci jeżdżą do szkoły w Gdyni, Uniwersytet Gdański ma oddziały w Sopocie. Do tego Pruszcz Gdański, Rumia, Reda, Wejherowo i otaczające je gminy.

Aleksandra Dulkiewicz: Łączy nas wspaniałe położenie na wybrzeżu Bałtyku. Nasze miasta mają różną historię, ale połączone ze sobą potencjały dają efekt synergii. Nasi mieszkańcy rozumieją potrzebę ścisłej współpracy naszych miast, a i samorządy współpracują coraz efektywniej dzięki Obszarowi Metropolitalnemu Gdańsk – Gdynia – Sopot.

Wojciech Szczurek: Prócz położenia – walory turystyczne, zadowoleni mieszkańcy, wielkie imprezy sportowe, w których uczestniczą mieszkańcy naszych trzech miast i całego regionu, rower Mevo… Jesteśmy wspólnotą trzech miast i blisko ze sobą współpracujemy. Patrząc szerzej, nasze miasta łączy także otwarcie na świat, nasi mieszkańcy często podróżują, wiele osób ma rodziny za granicą, a wymiany ze szkołami w innych krajach są codziennością. W skrócie można powiedzieć, że mieszkańcy Trójmiasta mają w sobie gen wolności i od dawna traktują kontakty z zagranicą jako coś oczywistego. To takie genius loci miast nadmorskich.

MZ: Jakie wspólne inicjatywy udało się w ostatnich latach zrealizować „trójmiejsko”?

AD: Synergię współpracy widać wyraźnie właśnie w pracach Obszaru Metropolitalnego Gdańsk – Gdynia –Sopot, który poza gminami Trójmiasta zrzesza też wiele mniejszych pomorskich gmin. Ważną inicjatywą naszych gmin jest Mevo – bodaj największy system wspomaganego elektrycznie roweru miejskiego w Europie. Do dyspozycji mieszkańców będzie docelowo 4080 jednośladów. Realizacja jednego dużego systemu, sięgającego od Tczewa na południu po Władysławowo na północy, wymagała długich i szczegółowych rozmów. Metropolia to także wspólne kupowanie usług, np. dostaw energii, co przekłada się na wymierne oszczędności.

JK: Do tego projekty w ramach tzw. Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych oraz wspólna promocja w kraju i za granicą.

WS: Dużo się działo i dużo jeszcze przed nami. W czerwcu obchodziliśmy wspólnie Święto Wolności i Solidarności. Towarzyszyło mu Ogólnopolskie Forum Praktyków Partycypacji odbywające się w Gdańsku, w Gdyni i w Sopocie. W tegorocznej edycji udział wzięło blisko 280 osób z ponad 50 samorządów z całej Polski – to świetny przykład budowania wspólnoty samorządów z całej Polski. Dyskutowaliśmy nad przemianami ostatnich 30 lat. Prowadzimy także wiele inwestycji w ramach wspomnianych ZIT – dofinansowanie do tych projektów to praca w ramach Stowarzyszenia Obszar Metropolitalny. Powstało coś kapitalnego – Pomorska Kolej Metropolitalna (PKM). Cały czas ją rozwijamy, a w miarę rozbudowy Gdynia doczeka się także nowych przystanków.
Pracujemy też nad tym, by powstała kolej aglomeracyjna z prawdziwego zdarzenia pozwalająca skomunikować północne dzielnice Gdyni z centrum i dalej, z linią PKM i SKM. Wśród projektów metropolitalnych jest także budowa węzła integracyjnego przy jednej z dwóch gdyńskich stacji PKM. Myślę, że kolejne lata upłyną na zacieśnianiu więzów transportowych, wspólnym realizowaniu kolejnych inwestycji. Muszę też wspomnieć o udziale Trójmiasta w prestiżowych targach nieruchomości (MIPIM) w Cannes – takie kolektywne działanie przynosi lepsze efekty, niż gdyby każde z naszych miast pojechało tam z własną ofertą.

MZ: Patrząc na perspektywę metropolii trójmiejskiej, od razu narzuca się kluczowy problem, czyli „kto dowodzi?”. Zarządzanie i współpraca to zazwyczaj największe wyzwania w sytuacji, w której stare porządki trzeba skonfrontować z nowymi planami i potrzebami. Jak wygląda to z perspektywy waszych miast?

JK: Mamy od tej kadencji rotacyjny zarząd Obszaru Metropolitalnego. Zawsze największa odpowiedzialność spoczywa na największym mieście. Ważne są też codzienne prace w komisjach.

AD: W przypadku rozmów partnerskich gmin trudno mówić o hierarchicznej strukturze dowodzenia. Tu warto odwołać się do przykładu Unii Europejskiej, w której proces decyzyjny jest nie tyle hierarchiczny, co oparty na żmudnym wypracowywaniu kompromisu między bardzo różnymi stronami. To model, który przyniósł Europie wiele lat pokoju i rozwoju gospodarczego. Warto czerpać z niego inspirację. Zarząd naszego Obszaru Metropolitalnego składa się z 12 samorządowców reprezentujących małe i duże gminy. Stanowisko prezesa zarządu członkowie naszej metropolii zdecydowali się powierzyć Prezydentowi Gdańska, za co jestem im wdzięczna.

WS: Zarówno ja, jak i Prezydent Sopotu jesteśmy wiceprezesami Zarządu Obszaru Metropolitalnego. Oczywiście sprawy szczegółowe są omawiane i dyskutowane w komisjach, na których czele stoją doświadczeni samorządowcy. Współpraca odbywa się na bardzo wielu polach i udaje nam się osiągać porozumienie, które owocuje udanymi i ważnymi dla naszych mieszkańców projektami.

MZ: Jakie wspólne inwestycje planujecie w najbliższej przyszłości?

WS: Mówiłem już o rozwoju kolei metropolitalnej, przed nami natomiast budowa węzłów integracyjnych, które podniosą atrakcyjność komunikacji zbiorowej. To jedyna możliwość ograniczenia liczby samochodów w naszych trzech miastach. Już dzisiaj obwodnica Trójmiasta z powodu zwiększającego się ruchu aut nie jest w stanie zaspokoić obecnych potrzeb użytkowników drogi. Właściwie nie ma dnia, by nie dochodziło tam do stłuczki lub wypadku. Od kilku lat Gdynia jest liderem grupy zakupowej gazu dla jednostek samorządu pomorskiego, co pozwala na znaczne oszczędności. W ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych prowadzimy też kompleksową termomodernizację 17 budynków użyteczności publicznej i rewitalizację 6 wybranych obszarów w Gdyni. Chcę przy tym podkreślić, że rewitalizowane są najbardziej zdegradowane osiedla i obszary położone na obrzeżach i nie jest to wcale przysłowiowy ratusz z rynkiem (którego zresztą w Gdyni nie ma). To osiedla nieco oddalone od ścisłego centrum, które doczekały się kompleksowych prac infrastrukturalnych. Bardzo ważną częścią tego procesu są programy społeczne, nie wiem, czy nie istotniejsze niż działania materialne. Wspólnie pracujemy też na rzecz instytucji otoczenia biznesu, które wspierają rozwój sektora małych i średnich firm.

AD: Obecnie pracujemy nad wspólnym biletem dla pomorskich przewoźników transportu publicznego. W ramach projektu prowadzone są też działania nad stworzeniem systemu jednolitej informacji pasażerskiej.

JK: Było i jest wspólne lotnisko, jego hala – sprawiedliwie zagospodarowana przez wizerunkowe i promocyjne komunikaty każdego z trzech miast. Teraz wspólny bilet to rzeczywiście najważniejsza inwestycja.

MZ: Łyżka dziegciu do tej beczki miodu: jakie najpoważniejsze problemy do rozwiązania dostrzegacie jako prezydenci swoich miast? A jakie jako współzarządzający całą metropolią?

AD: Wyzwanie, przed którym stoją dziś samorządy, to zwiększanie obciążeń narzucanych nam przez rząd centralny, zwykle bez zapewnienia odpowiednich środków. Przykładem jest osławiona tzw. reforma edukacji rządu PiS. Koszt samego jej tylko przygotowania w Gdańsku to ponad 60 mln zł, a przecież dochodzi do tego niepotrzebny stres uczniów, rodziców, nauczycieli związany m.in. z problemem podwójnego rocznika. Dziś mało się o tym mówi, ale proponowane przez premiera Morawieckiego zmiany w podatkach PIT odbiją się na funkcjonowaniu samorządów – do miejskich budżetów wpłynie mniej środków niż dotychczas, co przekłada się na możliwości planowania i realizację nowych inwestycji.
Nasza metropolia potrzebuje także ustawy metropolitalnej, która stanowiłaby prawny fundament współpracy i która wiązałaby się ze wsparciem z budżetu centralnego ważnych dla nas działań: wspólnych projektów z zakresu infrastruktury czy transportu publicznego.

WS: Myślę, że te problemy są wspólne i nie mamy do czynienia z jakąś opozycją celów aglomeracyjnych i celów w poszczególnych miastach. Jednymi z najważniejszych obecnie wyzwań są stan środowiska naturalnego, gwałtowne zmiany klimatyczne, a co za tym idzie, ekstremalne zjawiska pogodowe. Nie da się traktować tych zagadnień z perspektywy włodarza jednego miasta, spojrzenie aglomeracyjne bardzo pomaga. Tu już nie tylko można, ale trzeba pracować wspólnie.

MZ: Czy powinna powstać jedna marka „Trójmiasto / 3CITY”?

WS: Każde z naszych miast ma wielki potencjał i bardzo silną markę, budowaną przez wiele lat. W przypadku Gdańska są to setki lat historii, w przypadku Sopotu i Gdyni tworzono ją przez dziesięciolecia, i to jest nasz wielki kapitał. Marka Trójmiasta może być w jakimś sensie symboliczną marką metropolii, marką myślenia o tym, co robimy wspólnie, co budujemy ponad granicami. Warto przypomnieć, że mamy w naszej aglomeracji dwa trójmiasta, duże i małe. Małe to Rumia, Reda i Wejherowo. Mówię o tym z uśmiechem, bo ta marka może być ciepłą formułą budowania brandu współpracy. Takiej marki, która pokazuje, że niezależnie od tego, że jesteśmy dumni z historii i tożsamości naszych miast, z ich potencjałów, budujemy coś, co z zewnątrz może je znakomicie dopełnić.

JK: A moim zdaniem marka Trójmiasta nie istnieje za granicą. Nie ma sensu wydawać gigantycznych środków na jej wypromowanie. Gdańsk, Gdynia i Sopot są rozpoznawalnymi markami (szczególnie Gdańsk) i to wystarczy. Ważniejsza jest realna współpraca niż nowa marka z nazwy.

AD: Dla mnie globalna rozpoznawalność Gdańska jest realną i wielką wartością, czymś, co warto rozwijać. Uważam, że Gdańsk to marka sławna i rozpoznawalna w świecie, w czym oczywiście duże zasługi mają walczący o wolność w latach 80. w stoczni członkowie Solidarności i Lech Wałęsa. Mało kto na świecie nie słyszał o tym najsławniejszym gdańszczaninie. Dostrzegam jednak potrzebę wspólnych działań promujących naszą metropolię za granicą. Szczególnie ważna jest współpraca związana z przyciąganiem nowych inwestorów.

MZ: Jak ją prowadzić, by relacja tożsamości miast nie kolidowała z tożsamością metropolii?

WS: Być może dla zrozumienia tego, o co pan pyta, pomocna będzie teoria zbiorów. Te dwie tożsamości nie kolidują ze sobą, bo bycie gdynianinem znajduje się wewnątrz zbioru „bycie Pomorzaninem”, a często też „bycie Kaszubą”. To zbiór w zbiorze, a nie dwa zbiory rozłączne. Jedno nie wyklucza drugiego. Historia naszych miast od okresu powojennego to historia przenikania się, z jednej strony w różnych wspólnych elementach, ale też i budowania odrębności. Żyję w przekonaniu, że jeśli uznamy, że samorząd to przede wszystkim wspólnota mieszkańców, to tożsamość tej wspólnoty jest rzeczą niezwykle cenną dla rozwoju, dla więzi, dla poczucia dumy z miejsca, w którym się mieszka. Tożsamość metropolitalną rozumiem zaś w ten sposób, że mieszkaniec Gdyni, dumny ze swojego miasta, cieszy się, że ma wspaniałych sąsiadów. W ogóle dobrze w życiu jest mieć dobrego sąsiada. Jak patrzę na Gdańsk, Sopot, Szemud, Rumię, Wejherowo, Kosakowo, ale i Redę, to myślę o przyjaciołach. Przemieszczamy się i tożsamość metropolii to tożsamość świadomości, że nie jesteśmy osobnymi wyspami, tylko budujemy ciepłe relacje, a czasem nawet sympatycznie rywalizujemy, co tylko podnosi jakość współpracy. Cieszymy się z tego, że możemy czerpać z dobrodziejstw nie tylko miasta, w którym żyjemy, ale i z miast, które nas otaczają.

MZ: Jak wpływają na siebie tożsamości Gdyni, Gdańska i Sopotu? Jak te relacje wyglądają w oczach mieszkańców tych miast i z punktu widzenia samych prezydentów?

AD: Wielu z naszych mieszkańców po prostu nie dostrzega granic na mapie między naszymi miastami. Nieustanny ruch między gminami Trójmiasta jest dowodem na autentyczną integrację naszej metropolii. Jako prezydenci naszych miast staramy się pamiętać o wydarzeniach ważnych dla naszych sąsiadów – gościmy się wzajemnie na meczach, miejskich uroczystościach, wspólnie bierzemy udział w rozmaitych wydarzeniach.

MZ: Czy kultura kaszubska ma duży wpływ na tożsamość trójmiejskiej metropolii i waszych miast?

JK: Sądzę, że raczej na okoliczne miasta i gminy.

WS: Z kolei Gdynia wyrasta z korzeni kaszubskich, więc naturalnie jest to ważna część naszej tożsamości. Widzę jej rozkwit i w Gdańsku, i w Gdyni. Puck, Kościerzyna, Kartuzy to także ważne miejsca rozwoju kultury kaszubskiej. Gdynia od samego początku jest miastem otwartym. Z jednej strony mieszkała tu od dawna ludność kaszubska, walcząca o polskość – ikoną tych wydarzeń jest choćby Antoni Abraham. Kiedy powstawały port i miasto, do Gdyni napłynęły tysiące nowych mieszkańców z Kaszub i całej Polski. Wraz z rdzennymi mieszkańcami tworzyli nowy amalgamat kulturowy, nową tożsamość, ale zawsze byli otwarci na innych. W Gdyni wszyscy bardzo szybko się asymilują. Wystarczy pomieszkać w Gdyni 2–3 lata, by już nazywać siebie gdynianinem. Bardzo się cieszę, że ostatnie 20–30 lat to zwiększona recepcja kultury kaszubskiej. To już nie jest kultura dziadków, ojców, taka nieco „za pajęczyną”, ale kultura żywa. Powstają i są grane rockowe utwory w języku kaszubskim. Cieszymy się, że dzieci i młodzież w gdyńskich szkołach uczą się kaszubskiego. Z dumą wskazujemy swoje miejsce na mapie.

MZ: Morze to wasz żywioł. Jak się mają powiązane z nim branże, takie jak przemysły stoczniowe, portowe, rekreacyjne? Jaką prognozujecie im przyszłość?

JK: Sopot to przede wszystkim rekreacja i nauka żeglarstwa, wydarzenia sportowe. Ważny jest też rozwój portów.

WS: Gospodarka morska, zwłaszcza w aspekcie portów morskich, to bardzo ważny dla państwa sektor. Patrząc na nasze oba porty, które rozwijają się niezwykle dynamicznie, a z drugiej strony na realizowany w końcu program budowy połączeń drogowych i kolejowych z południem kraju, można zauważyć, że rozpoczyna się okres wzrostu przeładunków. Ostatnie fragmenty autostrady A1 łączącej Górny Śląsk z portami muszą w końcu powstać. Są już realizowane. O to jestem spokojny. Ładunki z południa Polski powinny być transportowane przez porty polskie, a nie niemieckie. To wymierne wpływy do polskiego budżetu. Tylko w przypadku portu w Gdyni wyniosą 5–8 mld zł rocznie, a może to być jeszcze więcej.
Po okresie załamania przemysł stoczniowy w Trójmieście stworzył podmioty, które bardzo dobrze sobie radzą. To Remontowa Holding, Stocznia Crist, Nauta. Ten przemysł jednak musi rywalizować na rynku globalnym. Wymaga zatem świadomej polityki państwa. Szwedzi, Norwegowie, Niemcy, Francuzi, Amerykanie realnie wspierają tę gałąź przemysłu. My też powinniśmy lokować nasze zamówienia, głównie zamówienia obronne, w polskich stoczniach. Stabilne kontrakty rządowe mogą wówczas wpływać na stabilizowanie wzrostu tego sektora. To zadanie państwa. W obszarze gospodarki morskiej to państwo jest posiadaczem narzędzi wpływających na szanse rozwojowe tego sektora. I państwo musi mieć świadomość, że z tych narzędzi nie tylko może, ale musi chcieć korzystać, nie tylko jako właściciel, ale przede wszystkim jako zamawiający.

AD: Gdańsk to jeden z największych i najważniejszych portów na Bałtyku i – co za tym idzie – generator znaczących wpływów do budżetu państwa z podatków czy ceł. Szacunkowo wynoszą one ok. 19 mld zł rocznie z VAT, akcyzy i ceł od towarów przechodzących przez gdański port. Przemysł stoczniowy zdywersyfikował swoją działalność, stocznie oferują różnorodne produkty, od remontu statków, przez produkcję dużych jednostek, aż po wykonywane „na miarę” luksusowe jachty. Branża cały czas poszukuje wykwalifikowanych pracowników. Nie mam wątpliwości, że przemysł związany z morzem jest i będzie jednym z filarów gdańskiej gospodarki, wpływającym na dobrobyt nie tylko naszego miasta, ale i całego kraju.

MZ: Pozostańmy przy gospodarce. Co ciekawego dzieje się w Trójmieście w sensie ekonomicznym?

WS: Na pierwszym miejscu wymieniłbym gospodarkę morską, w której w tej chwili bardzo dużo się dzieje. W jej ramach prężnie rozwijają się usługi „ship managementu”. W produkcji okrętowej coraz bardziej liczy się innowacyjność, a nie realizacja powtarzalnych projektów jednostek pływających czy liczba ton stali. Przykładem tego jest Stocznia Crist, z powodzeniem konkurująca na trudnym rynku specjalistycznych zamówień sektora offshore. Jako jedyna stocznia w Europie zbudowała już 3 jednostki do stawiania i serwisowania morskich farm wiatrowych. Cały czas rozwija się rynek nieruchomości biurowych. To odpowiedź na rosnący rynek sektora usług wspólnych. W Gdyni stawiamy przede wszystkim na tworzenie zaawansowanych centrów doskonałości, które zatrudniają bardzo wysoko kwalifikowanych pracowników. Tę panoramę uzupełniają start-upy rozwijające się w branży IT, biotech, designie i właśnie w gospodarce morskiej. Mogą one liczyć na preferencyjne warunki rozwoju w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym w Gdyni. Wśród gdyńskich start-upów są już firmy z imponującym dorobkiem, jak choćby SpaceForest i jej rakieta suborbitalna Bigos 4 czy Portman Lights produkująca oświetlenie sceniczne używane na koncertach takich gwiazd, jak Sting, Cher, Ed Sheeran, a także podczas festiwali Eurowizja czy Glastonbury.

MZ: Czas na Open Eyes Economy. Czym możecie się pochwalić, gdy mowa o ekologii, gospodarce cyrkulacyjnej oraz modelu miasta-idei, czyli zrównoważonego i przyjaznego mieszkańcom?

JK: Wysokie wskaźniki segregacji odpadów, największa ilość terenów zielonych, stawy, retencja, ekologiczne ogrzewanie – to osiągnięcia Sopotu na tych polach.

AD: Miejski plan adaptacji do zmian klimatu to szeroki program działań, nad którym obradować będzie niebawem Rada Miasta. Stawiamy na konsekwentną wymianę pieców węglowych w budynkach i lokalach należących do miasta, dotujemy także modernizację ogrzewania w budynkach prywatnych. Zmiana zachodzi także w samym urzędzie miejskim, gdzie od niedawna funkcjonuje program „Gdańsk bez plastiku”. Pożegnaliśmy się z jednorazowymi plastikowymi sztućcami i naczyniami, a wodę butelkowaną zastąpiliśmy kranówką.

WS: W roku 2018 poziom recyklingu i przygotowania do ponownego użycia papieru, metali, szkła i plastiku wyniósł w naszym mieście aż 52 proc., i to wobec wymaganego ustawą poziomu 30 proc. Od samego początku „reformy śmieciowej” osiągamy poziomy ponaddwukrotnie wyższe od regulowanych prawem i jednocześnie jedne z najwyższych w Polsce dla dużych miast. Zostało to zauważone i docenione w największym ekologicznym konkursie miejskim Eco-Miasto. W 2018 r. otrzymaliśmy wyróżnienie za gospodarkę w obiegu zamkniętym. Szczególny nacisk kładziemy na edukowanie mieszkańców, co robić z odpadami. Uruchomiliśmy też projekt „Asystent Mieszkańca” – przez aplikację można zgłosić nielegalne wysypiska śmieci oraz porzucone odpady wielkogabarytowe. Na specjalnej stronie internetowej są wszystkie informacje dotyczące śmieci. Można dostawać esemesowe powiadomienia o terminach odbioru poszczególnych odpadów różnych kategorii, zgłosić potrzebę odebrania z domu zużytych sprzętów AGD lub starych mebli, sprawdzić terminy i miejsca zbiórek odpadów niebezpiecznych. Ciekawostką jest projekt K.O.Z.A., czyli Korzystne Ograniczenie Zanieczyszczenia Atmosfery – nasz gdyński pomysł. W jego ramach gdyńska straż miejska przeprowadza pokazy ekologicznej metody rozpalania w piecach, tzw. odgórnego palenia. Pokazy są organizowane w tych dzielnicach, gdzie dominuje zabudowa jednorodzinna, a także wszędzie tam, gdzie nas zaproszą. Specjalnie w tym celu kupiliśmy żeliwne piecyki typu „koza”.
Ponad jedna trzecia taboru w naszej komunikacji to trolejbusy, które są całkowicie zeroemisyjne. W ubiegłym roku kupiliśmy m.in. 30 nowych trolejbusów, które mogą pokonać aż do 30 km bez szelek. Dzięki temu jeżdżą nawet po trójmiejskiej obwodnicy, a 16 z nich to najnowocześniejsze pojazdy przegubowe zabierające na pokład 120 pasażerów. Dodatkowo 21 starszych pojazdów wyposażyliśmy w nowe baterie, dzięki którym mogą docierać na osiedla bez sieci trakcyjnej. To prawdziwa rewolucja i dowód na to, że dbamy o środowisko. Podnoszenie jakości życia wpisaliśmy do Strategii Rozwoju Gdyni do 2030 r. jako główny element zarówno wizji, jak i misji strategicznej. Za tym idą konkretne działania. Wdrażamy wiele rozwiązań związanych ze smart city, ale traktujemy tę ideę jako pewną filozofię działania, a nie zbiór technologicznych narzędzi. W połowie czerwca oddaliśmy mieszkańcom pierwszy gdyński woonerf (typ ulicy położonej w obszarze zurbanizowanym, ale o wysokim stopniu bezpieczeństwa, wysokich walorach estetycznych i uspokojonym ruchu – przyp. red.), gdzie pieszy czuje się gospodarzem, a jedna z ulic śródmieścia – ulica Abrahama – zmieniła się nie do poznania – zieleń i ławeczki kuszą, żeby choć na chwilę tam przysiąść.
Podsumowując ten wątek – dzisiaj Gdynia może się poszczycić tym, że w skali kraju mamy jedno z najlepszych, najmniej zdegradowanych środowisk naturalnych. Na plażach 30 lat temu widniały tabliczki: zakaz kąpieli ze względów sanitarnych, powietrze było bardzo zanieczyszczone. Konsekwentne działania prowadzone od samego początku odrodzonego samorządu dały wymierne efekty: oczyszczalnia ścieków, dotacje na wymianę pieców węglowych, transport coraz wyższej jakości, konsekwentne stawianie na ciepło sieciowe, trolejbusy, ogrody deszczowe…

MZ: Liczba turystów rośnie i będzie rosła. Jakie podejście do problemu overtourismu preferujecie? Jakie są blaski i cienie rozwoju tego sektora usług?

JK: Przede wszystkim edukacja (kampania „Turysto, szanuj Sopot!”), regulacje dotyczące najmów krótkoterminowych.

WS: Z jednej strony Gdynia postrzegana jest jako miasto turystyczne. Z drugiej zaś konsekwentnie od wielu lat podnosimy jakość życia mieszkańców, co zwiększa także atrakcyjność miasta dla turystów. Zakup nieruchomości pod prowadzenie wynajmu turystycznego funkcjonuje u nas w skali, która nie zaburza na szczęście normalnego funkcjonowania miasta. I to chyba może być klucz do zrozumienia całej sytuacji. Nie chcemy, by Gdynia stała się miejscem, które żyje tylko po to, żeby turysta tu się dobrze czuł. Cieszymy się, że się dobrze u nas czuje, ma dobre wspomnienia, ale to mieszkańcy mają żyć na wysokim poziomie. Jeśli tak podchodzimy do kwestii jakości życia w mieście, można uniknąć tego, z czym dzisiaj mierzą się miasta europejskie i niektóre polskie. Nasza strategia zakłada przyciąganie do Gdyni organizatorów wydarzeń i imprez związanych z szeroko pojętym przemysłem spotkań, tzw. sektorem MICE. Mamy ku temu predyspozycje i współpracujemy z branżą w ramach Gdyńskiej Rady Turystycznej. Należą do niej realizatorzy turystyki biznesowej, pobytów turystycznych, imprez i konferencji, przedsiębiorcy, wyższe uczelnie kształcące na kierunkach turystycznych, muzea, teatry i lokalny samorząd. Wszyscy mają wspólny cel: promocję Gdyni jako miejsca turystycznego.

AD: Mimo szybkiego wzrostu popularności Gdańska problemy, z jakimi mierzą się takie miasta, jak np. Barcelona, nie dotyczą nas jeszcze w tak dużym stopniu. Już kilka lat temu stworzyliśmy w strukturze urzędu stanowisko menagera ds. śródmieścia, którego rolą jest rozmowa i godzenie interesów różnych „użytkowników” historycznego centrum miasta: mieszkańców, restauratorów, przedsiębiorców. Rozmowy te nie zawsze są łatwe, ale często udaje się w nich osiągnąć kompromis.

MZ: Jaką rolę w rozwoju Trójmiasta odgrywają dziś „sąsiedzi”? Co ciekawego możecie opowiedzieć o Szwedach, Niemcach i Rosjanach, może również innych nacjach?

AD: Gdańsk jest miastem otwartym. Nasi sąsiedzi są u nas mile widziani i chętnie odwiedzają nasze miasto. Myślę, że doceniają piękne położenie, zabytki, dostęp do kultury czy – ogólnie rzecz biorąc – możliwość ciekawego spędzenia czasu. W Gdańsku rośnie też liczba ekspertów, którzy pracują w gdańskich oddziałach międzynarodowych korporacji. Czasem dostaję od nich e-maile lub wiadomości na Facebooku ze swoimi spostrzeżeniami – ich uwagi to dla mnie interesujące, świeże spojrzenie na nasze miasto.

JK: Sopot jest tak samo otwartym miastem dla każdego.

WS: Jesteśmy Europejczykami już nie tylko geograficznie. Gdynia zawsze była miastem bardziej otwartym na „obcych” niż reszta kraju, a bezpośrednie połączenie promowe ze szwedzką Karlskroną od 1995 r. tylko się do tego przyczyniało. Szwedów z tego miasta możemy spotkać codziennie, są naszymi sąsiadami z ul. Świętojańskiej. Karlskrona jest naszym partnerskim miastem. Współpracujemy w zakresie polityk społecznych, kultury. Jeżeli mówimy, że dobrze jest mieć sąsiada, to też takiego przez morze. Szwedzi robią u nas zakupy, bawią się, zwiedzają. Wiemy, że lubią nasze miasto i cenią sobie naszą ofertę rekreacyjną, lasy, rozległe piaszczyste plaże. Międzynarodowy koloryt Gdyni widać zwłaszcza podczas Open’era, przyjeżdżają do nas młodzi ludzie nie tylko z Europy, ale z całego świata.

MZ: Na koniec czas na niespodzianki. Czego o waszych miastach nie wiemy, a wiedzieć powinniśmy? Co najbardziej zaskakującego o Gdańsku, Gdyni, Sopocie mogą nam powiedzieć prezydenci tych miast?

JK: Wielu ludzi zaskakują wyjątkowe lasy otaczające naszą metropolię.

AD: Gdańsk to miasto o wielu obliczach, które można odkrywać wciąż na nowo. Zachęcam do zejścia z utartych szlaków i odwiedzania dzielnic, które przechodzą rewitalizację lub w których rozpocznie się ona wkrótce. Pięknie odnowiony park Oruński, zrewitalizowana ul. Łąkowa na Dolnym Mieście czy udostępnione niedawno do zwiedzania tereny Stoczni Cesarskiej to przestrzenie, które na pewno zaskoczą turystów.

WS: Najbardziej zaskakującego? Jesteśmy młodym miastem z niespełna stuletnią historią, ale walory architektoniczne śródmieścia Gdyni i jej poszczególnych budynków są dzisiaj podstawą do zintensyfikowanych starań Gdyni o wpisanie na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Śródmieście w całości jest wybudowane w stylu modernistycznym. Gdynia jest stawiana w jednym szeregu z Białym Miastem – Tel Awiwem, który, podobnie jak Gdynia, powstawał w okresie międzywojennym na przestrzeni około 20 lat. Śródmieście Gdyni zostało w 2015 r. uznane za Pomnik Historii, a ponad 70 obiektów posiada wpis do rejestru zabytków. Pozostając przy modernizmie – uznany badacz architektury modernistycznej dr Jeremie Hoffman z Tel Awiwu tak mówi o Gdyni: „To jedyne miasto w świecie, które znam, którego centrum wychodzi bezpośrednio w morze. Tylko tu widzę tę otwartość, ten ukłon w stronę morza”. Ja też składam ukłon przede wszystkimi moim koleżankom i kolegom z Obszaru Metropolitalnego Gdańsk – Gdynia – Sopot.