Nr 4

Uczyć inaczej

Przemysław Staroń w rozmowie z Agnieszką Święch
PRZEMYSŁAW STAROŃ – Nauczyciel Roku 2018, psycholog i kulturoznawca, nauczyciel w II LO im. Bolesława Chrobrego w Sopocie; uczy tam etyki, filozofii i wiedzy o kulturze. Wykładowca w Uniwersytecie SWPS, Sopockim Uniwersytecie Trzeciego Wieku i w Centrum Rozwoju Jump. Nagrodzony przez Komisję Europejską i wyróżniony w konkursie o Nagrodę im. prof. Romana Czerneckiego, współtwórca międzypokoleniowych projektów rozwojowych i wspierających rozwój młodzieży, prowadzi szkolenia biznesowe i konsultacje, wykorzystując kreatywne, niekonwencjonalne metody. Stypendysta Prezesa Rady Ministrów i Marszałka Województwa Lubelskiego oraz trzykrotny stypendysta Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w 2017 r. uznany za jedną ze 100 osób, które przyczyniły się do rozwoju umiejętności cyfrowych w Polsce.
AGNIESZKA ŚWIĘCH – współtwórczyni fundacji OFF school, certyfikowana tutorka młodzieży, zajmuje się również tutoringiem rozwojowym i organizacją warsztatów dla młodzieży ze szkół średnich z zakresu przedsiębiorczości. Liderka projektu na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie w zakresie komercjalizacji efektów kształcenia, gdzie odpowiada za łączenie nauki z szeroko rozumianym biznesem. Autorka artykułów dotyczących edukacji, publikacji o charakterze inspiracyjnym na temat przedsiębiorczości młodzieży.

Świat zmienił się kilkanaście razy, i to w sposób fundamentalny, natomiast system edukacji pozostał ten sam i taki sam. O tym, że obecna edukacja systemowa nie przygotowuje młodych ludzi do życia, opowiada Przemysław Staroń, Nauczyciel Roku 2018.


Agnieszka Święch: Jaką mamy dziś edukację w Polsce? Jaki jest jej cel?

Przemysław Staroń: Systemowo? Mamy dziś sytuację absurdalną, i to właśnie ze względu na cel. Edukacja jest dziś tym samym, czym była 200 lat temu, kiedy w pruskim systemie istniała potrzeba przygotowania robotników do pracy w fabrykach. Świat zmienił się kilkanaście razy, i to w sposób fundamentalny, natomiast system edukacji pozostał ten sam i taki sam. Jak powiedział Marc Prensky: „Obecni młodzi ludzie już dawno nie są tymi, dla których ten system został zaprojektowany”, czyli mówiąc krótko, wciąż celem tej edukacji jest to, co było jej celem 200 lat temu. Edukacja powinna przygotować człowieka do życia w realiach dynamicznie zmieniającego się świata, do życia w rzeczywistości, która wymaga nieustannego badania, interpretacji, modyfikowania spojrzenia, krytycznego ujęcia. Edukacja systemowa nie przygotowuje do życia w tym świecie i na tym polega jej absurd.

: Ale może mimo wszystko mamy się czym pochwalić?

PS: Krytykuję sam „system” – w żadnym wypadku nie krytykuję konkretnych nauczycieli, szkół – nauczyciele, uczniowie, szkoły bardzo dobrze odnajdują się w tych warunkach. Bo muszą. Badania mówią, że kreatywność wzrasta w warunkach ograniczeń, nie powinno więc nas to dziwić. Dobrze byłoby jednak, żeby te sytuacje ograniczeń były celowo zaprojektowane i czasowe, a nie narzucone z góry i wypływające z konieczności, bylejakości systemu i jego ułomności. Doskonale by było móc działać nie przeciwko systemowi, ale z pomocą tego systemu. Odnosząc się bezpośrednio do pytania – tak, Polska ma całą masę elementów na „mapie” edukacji, którymi może się chwalić. Krytykując system, nie krytykuję każdego jego elementu, bo są pewne części, które działają bardzo dobrze.
Teoretycy konserwatyzmu mówili, że rzeczywistość zmieniać trzeba, ale ewolucyjnie, z zachowaniem tego, co jest dobre i sprawdzone. Kiedy będzie się dokonywała fundamentalna zmiana tego systemu, pewne rzeczy należałoby zachować. Przychodzą mi na myśl słowa Mariusza Szczygła: „Pielęgnujcie przypadkową życzliwość i piękne czyny pozbawione sensu”. To często widać w polskiej szkole – piękne są tradycje, jak wszelkiego rodzaju loterie mikołajkowe. Mamy także bardzo wymierne rezultaty: dzieciaki osiągają bardzo dobre wyniki
w tzw. testach PISA, mamy wielu medalistów olimpiad międzynarodowych. To fantastyczne przykłady, tylko że one funkcjonują pomimo systemu, a nie dzięki niemu.

: Gdybyś mógł wprowadzić jedną zmianę w systemie ogólnopolskiej edukacji, to jaką?

PS: Udałbym się do złotej rybki albo do dżina z lampy Aladyna i moim jedynym życzeniem byłoby mieć… nieskończone możliwości zmian. (śmiech) A tak zupełnie serio, powtórzyłbym za Arystotelesem, choć po angielsku: „Well begun is half done”, i dodałbym to, co podkreśla mądrość ludowa: że ryba psuje się od głowy. Sądzę, że ryba od głowy również zdrowieje, więc gdybym ja osobiście miał coś zmienić, to postawiłbym na czele systemu Radę Ministrów Edukacji, takie Biuro Aurorów, ludzi wybitnych, wybitnie rozumiejących istotę nauczania. Odnosząc się do naszej rzeczywistości, trzeba stwierdzić, że bez dobrych liderów bardzo trudno jest wprowadzić pozytywne zmiany.

: A może na czele takiej rady edukacji powinien stanąć lider z całkiem innej bajki? Może przedsiębiorca, manager, osoba w ogóle niepowiązana z edukacją?

PS: Rozumiem, o co ci chodzi; my jako Nauczyciele Roku tworzymy think tank i już od dawna rozmawiamy o tym, że stanowimy coś w rodzaju edukacyjnego gabinetu cieni. Ostatnio ktoś zupełnie z zewnątrz wysłał tweeta z sugestią, że powinno się stworzyć właśnie taką RME złożoną z Nauczycieli Roku i innych wybitnych nauczycieli, z rotacyjnym przewodnictwem, ze Staroniem w roli Zandberga. (śmiech) Ad rem: ja wiem jedno – moc jest w synergii. Bardzo dobrym przykładem jest premier Kanady, Justin Trudeau, który powołując w 2015 r. swój rząd, zrobił coś, co wydaje się oczywiste, a w naszym kraju jest niemal niespotykane. Ministrą sprawiedliwości została prawniczka, była szefowa Zgromadzenia Pierwszych Narodów prowincji Kolumbia Brytyjska, która jest… Indianką używającą na Twitterze swojego indiańskiego imienia Puglaas –„kobieta zrodzona ze szlachetnych ludzi”. Ministrą sportu i osób niepełnosprawnych została pływaczka i trzykrotna medalistka igrzysk paraolimpijskich, która jest niewidoma. Ministrem
ds. weteranów został prawnik poruszający się na wózku. Ministrem
ds. instytucji demokratycznych została kobieta, która jako dziecko uciekła z matką i siostrami z Afganistanu. Resort obrony objął człowiek, który jako pięciolatek zamieszkał z rodzicami w Kanadzie po emigracji z Indii, później służył jako żołnierz (w Bośni oraz trzykrotnie w Afganistanie), a na dodatek przez wiele lat pracował jako policjant zwalczający gangi. Inny imigrant z Indii został ministrem infrastruktury. Był radnym, a wcześniej kierowcą autobusu. To jest świetny precedens i wyobrażam sobie, że w takiej Radzie Ministrów Edukacji mogłyby być zarówno osoby, które np. są świetnymi nauczycielami, jak i doskonali managerowie. I jeszcze inne – reprezentanci rodziców, pracowników obsługi, działacze społeczni… Wspólnie moglibyśmy dokonać cudów.

: Wspominaliśmy wcześniej o tworzeniu wspólnoty – zgadzamy się, że jest ona niezbędna. Jak można ją tworzyć w szkole?

PS: Podczas gali, na której odbierałem tytuł Nauczyciela Roku 2018, zaprosiłem na scenę wiele osób – innych nauczycieli, współpracowników, uczniów, rodziców, przyjaciół i – last but not least – moją rodzinę, pokłoniłem się im wszystkim i opowiedziałem o swojej wizji świata, w której jedna gwiazdka jest wspaniała i może zapowiedzieć Boże Narodzenie, ale wszyscy potrzebujemy rozgwieżdżonego nieba, dlatego kluczowa jest wspólnota. Jestem przekonany, że tylko w ten sposób można realnie zmieniać rzeczywistość społeczną.

: Moje doświadczenie mówi, że młodzieży trudno przychodzi tworzenie wspólnot. Od nauczycieli słyszą, że ważna jest współpraca, ale jednak pojedynczo pracują, samodzielnie odrabiają lekcje, w pojedynkę piszą testy…

PS: Absolutnie się z tobą zgadzam – uczniowie w tym systemie niestety nie są uczeni wartości współpracy. Ostatnio podczas debaty zorganizowanej przez Wydawnictwo Operon Paweł Lęcki powiedział, że uczymy ucznia pracy w grupie, ale co z tego, skoro on każdy sprawdzian musi napisać sam? Najśmieszniejsze – z braku lepszego słowa – jest jednak to, że większość rzeczy w życiu będzie wymagała współpracy. W zespole badawczym pracującym na Nagrodę Nobla jest oczywiście lider, ale na rezultat pracuje cały zespół. Szkoła kompletnie w to nie inwestuje. Podobnie jak w przypadku nauki współpracy, ma się sprawa z kreatywnością. Profesor Dorota Turska na UMCS w Lublinie robiła badania, w których sprawdzała, jaki jest poziom kreatywności prymusów gimnazjalnych. Okazało się, że jest on dramatycznie niski. Profesor Turska próbowała zdiagnozować ten stan rzeczy i wniosek zatrważał, choć nie dziwił: kreatywność nie jest uczniom potrzebna do uzyskiwania wysokich ocen. Z nauką współpracy jest podobnie – uczniowie nie widzą sensu zdobywania tej umiejętności, nie czują potrzeby jej posiadania, bo nie przekłada się to na wymagania systemowe. A potem zaczyna się dorosłe życie i bez umiejętności współpracy i kreatywnej postawy trudno jest się w nim odnaleźć.

: A jak pracujesz z uczniami, jaki jest twój sposób na udaną lekcję?

PS: Ja pracuję przede wszystkim swoją osobowością – to najważniejsze narzędzie mojej pracy i każdej osoby pracującej z ludźmi. Dlatego uważam, że fundamentalne są samorozwój, dbanie o siebie, własny dobrostan, radzenie sobie ze stresem, jak największy wgląd w siebie, czyli cel dociekań wszystkich mędrców i myślicieli świata – samopoznanie i troska o siebie. Świetnymi narzędziami w tym zakresie są superwizja i psychoterapia. Z drugiej strony im większą liczbą narzędzi się otoczę, tym lepiej – np. w pracowni, gdzie mam eksponaty symbolizujące wszystkie możliwe domeny kultury, od artefaktów ze wszystkich religii świata po poduszeczki z emotikonami. Mogę je uczniom pokazywać, a oni tego bezpośrednio doświadczają. Można przeprowadzić świetną lekcję bez żadnych pomocy naukowych, ale wspieranie poglądowości w nauczaniu jest niezwykle ważne. Dlatego staram się dobierać narzędzia w taki sposób, aby stymulowały w uczniach rozwój fundamentalnych kompetencji XXI w. – współpracy, komunikacji intra- i interpersonalnej, myślenia krytycznego i kreatywnego, a co za tym idzie – wielu innych.

: Czy to prawda, że uczniom brakuje refleksyjności, prawdziwych rozmów?

PS: To kolejna trafna diagnoza, ale stanowi część większej całości. Myślę, że uczniom brakuje mądrych dorosłych tworzących cały system. Dlatego że edukacją zajmują się ludzie, którzy kompletnie nie kumają, co jest jej osnową, w oświacie jest mnóstwo „dziur” – uczniów nie uczy się systemowo kreatywnego i krytycznego myślenia, współpracy, komunikacji z samym sobą, ze swoimi emocjami, nie uczy się przedsiębiorczości, troski o to, co nas otacza, sprawczości – odpowiedzi na pytanie, jak możemy coś realnie zmienić. I tego brakuje po stronie systemu, ale czy ogólnie uczniom tego brakuje? To już zależy od danej szkoły, bo są szkoły takie jak nasza „dwójka” w Sopocie, które wspierają wszystkie te kompetencje, ale wciąż wiele placówek nie daje swoim uczniom takiej szansy. Myślę zatem, że tutaj należy rozdzielić dwie rzeczy – to, czego brakuje uczniom jako beneficjentom systemu, i to, czego brakuje uczniom w ogóle. Ja myślę po sokratejsku i platońsku – uważam, że uczniom nie brakuje potencjału i my uczymy nie tych, którzy nie wiedzą, tylko tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że wiedzą. Musimy jedynie poszukiwać dróg pozwalających na wydobywanie z nich tego, co najlepsze.

: A jak ty to robisz?

PS: Ja pomagam otwierać oczy. (uśmiech) Można nazwać to edukacją totalną, gdyż dla mnie celem jest stymulowanie do całościowego rozwoju i ustawicznego uczenia się. Czy uczę filozofii, etyki, czy wiedzy o kulturze, moim celem jest po prostu dawanie im wędki do łowienia w wodach człowieczeństwa; ja chcę pomóc uczniowi, żeby odnalazł się w świecie i w życiu – po prostu jako człowiek i jednocześnie jako obywatel. Przekazuję im metaumiejętność – umiejętność i gotowość do uczenia się nowych umiejętności. Pokazuję im to swoją postawą – „jaram się” różnymi rzeczami, książkami, jestem człowiekiem „zajaranym” światem i oni przejmują to ode mnie, niejako przez osmozę. Z kolei kiedy opowiadam moim uczniom, że wyszła książka z kategorii must read albo na Netflixie jest dobry film, oni czują, że mogą mi również różne rzeczy polecać.

: Pokazujesz im, że ty nie wiesz wszystkiego – proces nauki przebiega w dwie strony. To jest niezwykle cenne dla uczniów.

PS: Tak, na przemówieniu podczas gali też o tym mówiłem: bądźmy wszyscy dla siebie nauczycielami i uczniami. I zawołałem: expecto patronum, expecto belferum! Często mówię uczniom: ja was bardzo potrzebuję poznawczo, bo to wy jesteście Hermesami przynoszącymi mi wieści z Olimpu, którym jest świat popkultury i mediów społecznościowych, pomagacie mi rozszyfrować różne skróty. Wtedy realizuje się coś, co jest absolutnie kluczowe w relacji edukacyjnej – nauczyciel staje się uczniem, a uczeń nauczycielem.

: A co z innymi umiejętnościami, o których wspominałeś?

PS: Jeżeli chodzi o kolejne kompetencje, np. myślenia kreatywnego, trzeba wprowadzić pewne rozróżnienie. Istnieje kreatywna dydaktyka i dydaktyka kreatywności. Ta pierwsza charakteryzuje warsztat nauczyciela, ta druga za cel stawia sobie wyzwalanie w odbiorcy postawy twórczej. One są oczywiście ze sobą niezwykle powiązane, ale nie muszą. Matematyk, biolog, geograf, historyk mogą kreatywnie uczyć, ale wcale nie stawiać sobie za cel uczenia młodych kreatywnego myślenia. Ja, dzięki przedmiotom, których uczę, staram się realizować jedno i drugie naraz. Tak samo jest z myśleniem krytycznym. Sam prezentuję postawę krytyczną, czyli uważną, refleksyjną, badającą dane napływające ze świata, i jednocześnie staram się ze wszystkich sił uczyć tego uczniów.
Jeżeli chodzi o metody, staram się wykorzystywać wszystko. Mój warsztat pracy to, mówiąc za Foucaultem, skrzynka z narzędziami. Dialog, stawianie pytań, rozmowa, pogadanka – od tego wszystko się zaczyna. Ja po prostu z uczniami rozmawiam, zadaję im pytania, słucham tego, co mówią. To absolutna podstawa. A potem – niczym moja ciocia, która co godzinę dawała mi i mojej siostrze nowe zabawki, nie serwując ich wszystkich od razu – wyciągam a to grę planszową, a to grę komputerową, a to klocki Lego, a to rzeczywistość wirtualną, a to pacynki, a to teatrzyk Kamishibai, a to arteterapię, a to… no wszystko! (śmiech) Jeżeli chodzi stricte o metody uczenia myślenia, poza stawianiem pytań i dialogiem wykorzystuję zagadki lateralne, proste, percepcyjne ćwiczenia, filmiki na YouTubie, które prowokują do przemyślenia myślenia. Daję uczniom zadania, np. „stwórz własną galerię sztuki” – jaką chcesz, ale ważne, by łamała schematy i by była maksymalnie „twoja”. Uczeń nagle wpada na to, że dotąd myślał w zupełnie inny sposób, szablonowy, był przekonany, że czegoś się nie da albo nie można zrobić. A tu proszę! W nauce komunikacji interpersonalnej często korzystam z ćwiczeń aktywizujących przeznaczonych dla dorosłych. Podam przykład ćwiczenia, którego celem jest nauka współpracy, a nazywa się „Koniec Konieczko”. W ciągu 20 minut należy ustalić, kto jest denatem, mordercą itd. Ponieważ każdy uczestnik ma fragment odpowiedzi, nie ma możliwości, żeby ze sobą nie współpracować. Uwielbiam ćwiczenia wykorzystujące klocki – one również wymagają kooperacji, bo nie jesteśmy w stanie rozwiązać zadania samodzielnie. Po każdym ćwiczeniu oczywiście następuje solidne omówienie, które – dobrze poprowadzone – świetnie stymuluje do zrozumienia i uwewnętrznienia tego, co jest istotą współpracy. Przykłady zadań mógłbym wymieniać w nieskończoność…

: Dorośli często mówią, że zabawa jest dla dzieci i mają wątpliwości, czy taki sposób nauki jest skuteczny. A jednak podczas zabawy uczymy się bardzo dużo, co ważne – lepiej zapamiętujemy!

PS: Tak, ja im często nawet nie mówię, że to jest nauka. Z reguły w pierwszych klasach rozpoczynam lekcje etyki od streszczenia jednego z najbardziej znanych kryminałów Agathy Christie pt. I nie było już nikogo, rozwiązujemy wspólnie zagadkę i uczniowie są „zajarani” w stopniu maksymalnym. Pytam, co wynieśli z tej lekcji, a oni mówią, że jak się pozbędziemy oczywistych założeń, to wtedy można wiele rozwiązać. Podobne wnioski są po pierwszej lekcji wiedzy o kulturze, na której rozwiązujemy kryminalne zagadki lateralne, np. z serii Czarne Historie. Korzystam też z gier planszowych – takich jak Dixit, Koncept, Story Cubes, Duplik – a nawet komputerowych. Arcydziełem jest To the Moon, tzw. gra indie, prosta graficznie, ale jej ścieżka dźwiękowa i przesłanie doprowadzają do tego, że np. uczniowie mat-fizu mówią, że się niemal poryczeli. Natomiast niezależnie od tego, czy korzystamy z planszówek, z gier komputerowych, układamy klocki, tworzymy mapy wizualne, zawsze chodzi o to, że realizujemy jedną fundamentalną zasadę – uczymy się przez zabawę. Każda inna sytuacja, w której muszę zapamiętać określoną porcję materiału, to tak naprawdę próba zmielenia kamieni w maszynce do mięsa. Wykuwanie nie ma nic wspólnego z uczeniem się. I dotyczy to każdego z nas – przecież dorośli na szkoleniach też uczą się wtedy, kiedy się dobrze bawią!

: Kiedy jesteśmy rozluźnieni, wokół panuje dobra atmosfera, ten proces zachodzi w pełni. A co zrobić, żeby takich nauczycieli jak ty było więcej?

PS: Z perspektywy filozoficznej, psychologicznej, ale także dzięki mądrości wielu kultur wiem, że w człowieku tkwi niezwykły potencjał, tylko w wyniku działania opresyjnego systemu ludzie ten potencjał marnują. Mam takiego ucznia, który jest genialny w odwzorowywaniu map. Rysuje ot, tak, z pamięci mapy różnych państw. Mam też uczennice, które tworzą cudowną muzykę – a dorośli dają im do zrozumienia, że to jest nieżyciowe. Uczniowie, którzy niejednokrotnie zostają olimpijczykami z filozofii, mogą usłyszeć, żeby zajęli się czymś konkretnym (!). Istnieje ryzyko, że w wyniku nieustannego przyjmowania takich komunikatów w człowieku wykształci się poczucie wyuczonej bezradności. Takie osoby zaczynają się zachowywać jak świerszcze w słoiku – czują, że jest pokrywka i jej nie przeskoczą, więc zaczynają skakać niżej. W związku z tym kiedy zdejmie się pokrywkę, świerszcze wciąż skaczą nisko. Bo się nauczyły, że się nie da wyskoczyć. My nie jesteśmy świerszczami, a często robimy tak samo, dlatego dla mnie jest ważne, żeby docierać do źródła, które bije w każdym z nas. Należy skupić się na tym, żeby nauczyciel widział i rozumiał swój potencjał, aby czuł się ważny, dowartościowany i potrzebny, a do tego potrzebne jest wejście na ścieżkę samopoznania i troski o siebie – we wspierającej atmosferze. Wtedy będą się działy cuda. Nie możemy w żadnym wypadku pominąć w tym wszystkim ekonomicznego aspektu. Wiem, ilu świetnych nauczycieli odchodzi z tego zawodu i ile zdolniach w ogóle do niego nie aplikuje – właśnie z powodu żenujących zarobków.

: Czy jest coś, co mogliby zrobić rodzice? Jaka powinna być rola rodzica w tej trójce: uczeń – nauczyciel – rodzic?

PS: Słusznie zauważyłaś, że to właśnie taka trójca – bez rodzica nie ma satysfakcjonującej edukacji. Prędzej czy później brak rodzica w szkole staje się dotkliwy. Nieobecny mentalnie rodzic będzie utrudniał skuteczność dydaktycznego przekazu. Idealnie jest, gdy rodzic jest zaangażowany w edukację dziecka w ten sposób, że daje poczucie nauczycielowi i szkole, że jest w tej wspólnocie całkowicie z nami, prezentując konstruktywnie krytyczną, ciepłą, rozumiejącą, empatyczną i wspierającą postawę. Mamy taki przykład rodzica idealnego u nas w szkole. Mama jednej z uczennic jest rodzicem całkowicie wspierającym; mówi nam o swoich własnych wychowawczych wątpliwościach, przychodzi i otwarcie z nami rozmawia, rozwiązuje problemy na bieżąco. Uczestniczy w różnych szkolnych akcjach, zbiórkach. Mieliśmy swego czasu akcję z szukaniem dawcy szpiku dla naszej koleżanki, podczas której Małgosia wraz z mężem Arturem bardzo nam pomagali m.in. w transpor- cie, byli całkowicie oddani potrzebom tamtej sytuacji. Jak coś się dzieje, to taki rodzic stoi murem za nami, za szkołą, za całą społecznością. Może mówić, że jest nieidealny, ale właśnie dlatego jest ideałem. Co ważne, rodzic powinien spotkać się z taką postawą także wśród członków grona pedagogicznego – budowanie tej wzajemności jest niezwykle ważne.

: Co zrobić, żeby rodzice czuli potrzebę angażowania się w szkolne sprawy?

PS: Sam intensywnie się nad tym zastanawiam i myślę, że tu na pewno olbrzymią rolę odgrywa środowisko szkolne. Jeżeli szkoła jest otwarta, ma dobry kontakt z rodzicami, to w takiej szkole jest o to dużo łatwiej. Dlatego myślę, że to wszystko zaczyna się od tej „przypadkowej życzliwości i pięknych czynów pozbawionych sensu”… Kiedy rodzic przychodzi do szkoły z dobrymi zamiarami i traktuje się go tam z troską, a nie jako intruza, który przeszkadza, chce się angażować. Mamy w kraju mnóstwo takich przykładów. Osobiście wierzę, że takie dobre praktyki można wprowadzić do systemu, choć – a może właśnie dlatego że! – rodzą się one w ludzkich sercach. Niezależnie od wszystkiego należy te dobre przykłady rozprzestrzeniać po świecie. I pokazywać,
że tak można.

: Szkoła ma 2 zadania: przygotować człowieka do spełnienia w pracy i nauczyć stawiania sobie pytań. Czy to się realizuje w twojej szkole na co dzień?

PS: Zdecydowanie! Nie bez przyczyny mówię, że nasza szkoła jest Hogwartem – tu ucznia traktuje się jak kogoś, kogo trzeba jak najlepiej wyposażyć nie tyle w poczucie bezpieczeństwa po usunięciu czyhających na niego dementorów, ile w zaklęcia, dzięki którym poradzi sobie z nimi samodzielnie. Nasza szkoła słynie ze wspaniałej atmosfery i z dobrego podejścia do ucznia. To, o czym mówiliśmy wcześniej, czyli zadawanie pytań i krytyczne myślenie, jest przyczyną, częścią, skutkiem naszej pracy wychowawczej. Naszym celem jest wychowanie krytycznego obywatela, takiego, który potrafi zatrzymać się na sobie samym, na swoim myśleniu, nacisnąć pauzę jak na pilocie – i zapytać: czy te informacje, które do mnie płyną, mogę włączyć do mojego systemu przekonań? W takich sytuacjach zawsze przytaczam fragment parodii science fiction Autostopem przez galaktykę: kiedy ludzkość chciała poznać odpowiedź na pytanie o sens życia, wszechświata i całej reszty, zbudowano komputer, który liczył miliony lat, a gdy udzielił odpowiedzi, brzmiała ona: 42. Kiedy ludzie powiedzieli, że tego nie rozumieją, komputer powtórzył odpowiedź z zastrzeżeniem, że jeśli ludzkość jej nie rozumie, to oznacza, że tak naprawdę nie zna właściwego pytania.

: Wyobrażam sobie waszą szkołę jako szkołę bliską ideału. Czy dzielicie się swoim doświadczeniem z innymi szkołami, nauczycielami?

PS: Nasza szkoła w ciągu kilku ostatnich lat przeszła bardzo dużą przemianę i chyba tak naprawdę nie chodzi o to, żeby startować z wysokiej pozycji, ale żeby do niej stopniowo dochodzić. Kiedy przeprowadziłem się do Trójmiasta, wiedziałem, że chcę uczyć w szkole. Na początku dostałem propozycję pracy m.in. w jednej z najbardziej prestiżowych, cenionych placówek. Uznałem jednak, że wolę pracować w instytucji, która wtedy miała o wiele niższą pozycję i wielu tzw. przeciętnych uczniów, co było dla mnie dużym wyzwaniem i zachętą do działania. Poszedłem zatem do dyrektora z pomysłem na uruchomienie przygotowań do Olimpiady Filozoficznej, zaznaczając, że ta szkoła ma, według mnie, w tym zakresie realny potencjał. Dyrektor oczywiście pomysł poparł, ale mówił, żeby się na wiele nie nastawiać. A dziś ta szkoła ma rekordową liczbę olimpijczyków w Olimpiadzie Filozoficznej. Myślę, że dzięki temu inni nauczyciele uświadomili sobie, że jeśli taki Staroń może, to oni też potrafią. Oczywiście środowisko nauczycielskie jest trudne, przesiąknięte zazdrością, której nie ma gdzie „przepracować”, bo nie ma systemowej superwizji dla nauczycieli. Ale mój przykład był dla nich chyba jednak inspiracją, pokazał im, że oni też mogą być skuteczni. Po paru latach mojej pracy kilkoro z nich powiedziało mi: „Zazdrościliśmy, przepraszamy, ale naprawdę cię podziwiamy i wspieramy; dajesz nam kopa”. Były łzy. Tak jak śpiewał Niemen: „Ludzi dobrej woli jest więcej”. Nie mam co do tego wątpliwości.

: Powiedz na koniec, co w twojej pracy sprawia ci największą frajdę?

PS: To pytanie z pozoru proste, ale chyba dla mnie jest najtrudniejsze. Żartobliwie mówiąc, gdy bogowie stworzyli świat, stwierdzili, że najcudowniejsze jest to, że na tym świecie możemy zdobywać wiedzę, lecz nieco później doszli do wniosku, że jednak jest coś cudowniejszego: to możliwość przekazywania tej wiedzy innym. Mam wrażenie, że to jest moja największa radość, że mogę pomagać w otwieraniu innym oczu – nie z pozycji wszechwiedzącego, bo ja też przecież uczę się od innych. Brzmi to poważnie, ale na moich zajęciach łączę powagę z humorem. Bawię się tym, co robię, cieszę się, że spotykam drugiego człowieka, bo bez tej drugiej osoby nic nie miałoby sensu.

: To piękne, co mówisz i robisz na co dzień; mam wrażenie, że ja też dobrze bawiłabym się na twojej lekcji, a fakty mówią same za siebie… Zostałeś Nauczycielem Roku 2018!

PS: No tak, cieszę się i dobrze się bawię na co dzień, ale też czuję pozytywne efekty mojej pracy. Słyszę oczywiście różne opinie – dawno temu nauczyłem się bez problemu mówić o swoich wadach, ale też o zaletach; po prostu operuję faktami. Czasem słyszę, że jestem narcyzem, innym razem, że jestem fałszywie skromny. Natomiast jeżeli coś nie stanowi konstruktywnej krytyki, nie należy się tym przejmować. Zacytuję Babcię Playstation, czyli Bogusię Bodziarek, gwiazdę YouTube’a, która ma 70 lat i mnóstwo platyn na koncie. Jeśli ktoś jej mówi, że czegoś nie wypada robić, ona mówi, że jedyne, co nie wypada, to sztuczna szczęka – jeżeli jest dobrze założona!