Nr 1

W biznesie chodzi o rozwiązywanie problemów ludzi, nie o pieniądze

Zysk nie musi być celem biznesu, a inne spojrzenie na dochód wkrótce może się już stać koniecznością, nie fantazją.  – Tak o swojej działalności myśli Miastologia.

Jaką wartość ma pieniądz? Z pozoru pytanie jest proste: wystarczy sprawdzić kursy walut i przeliczyć dolary amerykańskie na funty brytyjskie albo malezyjskie ringgity na koreańskie wony. Informacja o cenie pieniądza jest dostępna dla każdego.

Czy jednak użyteczność bochenka chleba zmieni się w związku ze zmianą kursu walut? Chleb zawsze będzie przedstawiał dla nas pewną wartość, niezależną od ceny pieniądza.

Projekt Miastologia wychodzi z założenia, że pieniądze nie są sensem działalności człowieka. Istotna jest wartość, którą na te pieniądze przeliczono, oraz korzyści, na jakie tę wartość można zamienić. Istotą działania naszej cywilizacji nadal pozostaje handel wymienny – pieniądze po prostu znacznie ułatwiają ten proces. Gromadzenie pieniędzy jest więc mało sensowne, jeśli nie wie się, na co je przeznaczyć. Zatem kwestią ważniejszą niż to, „ile na tym zarobię”, jest pytanie: „Co zrobię z pieniędzmi?”.

Czy w takim razie zyskowność jest nieważna? Czy firmy powinny zaprzestać wszelkich kalkulacji, liczenia pieniędzy i starań o zysk? Zysk jest jak oddychanie. Człowiek nie żyje po to, aby oddychać – oddycha po to, aby żyć. Ludzie związani z Miastologią uważają, że zysk jest bardzo ważnym narzędziem osiągania celów, a umiejętność liczenia pieniędzy bywa kluczowa. Wartością, którą się kierujemy, jest jednak zasada, że „zarabia się, by działać, a nie działa, by zarabiać”. Krótko mówiąc: nie staramy się rozwiązywać ważnych dla ludzi problemów po to, aby zarobić – zarabiamy pieniądze, aby rozwiązywać ważne dla ludzi problemy.

Umiejętne liczenie pieniędzy jest istotne, bo odzwierciedlają one wartość, jaką jest praca i zaangażowanie wielu osób. Każda moneta i każdy banknot odpowiadają cząstce tego zaangażowania. Pieniądz zamyka bowiem w cyfrach wartości, jakimi się wymieniamy, oraz zasoby, które włożyliśmy. Marnotrawienie pieniędzy to ni mniej, ni więcej marnotrawienie pracy innych ludzi oraz wszelkich dóbr i zasobów, które oferuje nam natura. Dlatego działania mające na uwadze oszczędne i rozsądne wydawanie środków są pierwszym krokiem na drodze do bycia eko!
Takie podejście stoi w sprzeczności z dość powszechnym nastawieniem ekonomicznym, które głosi, że należy wydawać więcej – im więcej, tym lepiej – bo wtedy gospodarka się kręci. Naszym zdaniem to strategia zjadania własnego ogona.

Nie można całkowicie odrzucić myślenia o zyskowności, ale warto, a nawet trzeba, pomyśleć o niej inaczej. Zysk właścicieli lub akcjonariuszy potraktowany nie jako cel, ale jako jeden z kosztów firmy potrzebny do osiągnięcia prawdziwego celu jej działania, pozwala skupić się na innych wartościach: jak najszerzej rozumianej jakości oferowanych produktów i usług. Firmy działające w ten sposób dostarczają ludziom najpotrzebniejszych rozwiązań i – jeśli nie marnotrawią przy tym pieniędzy – z czasem stają się o wiele trwalsze i wartościowsze niż podmioty, których jedynym celem jest „kasa”.

Coraz szybszy rozwój technologii napędza dynamikę ludzkiej codzienności. Cykle życia poszczególnych produktów stają się coraz krótsze, a ich dotychczasowe, „tradycyjne” funkcje zaczynają się rozmywać. Dawny telefon stacjonarny bez zarzutu spełniał swoje zadanie przez dekady, dzisiejszy smartfon po upływie zaledwie trzech lat przestaje sobie radzić nawet z podstawowymi funkcjami. Kiedyś telefon służył do dzwonienia, dzisiaj jest aparatem fotograficznym, kamerą wideo, telewizorem, książką, gazetą, narzędziem do mierzenia tętna, osobistym trenerem, doradcą żywieniowym – można by tak wymieniać bez końca.

Myślenie wyłącznie przez pryzmat zysków jest w takich warunkach zabójcze, zwłaszcza dla podmiotów o ugruntowanej pozycji na rynku. Tak długo jak „liczby się zgadzają”, nie ma potrzeby poszukiwania nowych rozwiązań. Niestety dzisiaj moment, kiedy „liczby przestają się zgadzać”, to chwila, w której jest już zdecydowanie za późno – szczególnie dla firmy o rozbudowanych strukturach zarządzania, z reguły działającej zbyt ociężale, by się ratować. Konkurencja wyrasta z miejsc, o jakich niejeden zarząd korporacji nawet by nie pomyślał. Przekonał się o tym choćby Kodak – skoncentrowany na odcinaniu kuponów od swojej legendy z XX w. przespał moment przejścia na fotografię cyfrową, a jego późniejsze bankructwo było skutkiem m.in. pojawienia się konkurencji nie ze strony innej firmy z branży fotograficznej, ale ze strony producentów smartfonów.

Nawyk krótkowzrocznego patrzenia z perspektywy kwartalnej utrudnia szersze i długoterminowe spojrzenie. Maksymalizacja wyniku „tu i teraz” minimalizuje możliwości rozwoju w przyszłości.

Naturalne dla firm technologicznych kreatywne myślenie jest obecnie kluczem do zbudowania przewagi. Nie bez przyczyny pracownicy tej branży są jednymi z najlepiej zarabiających, a firmy technologiczne osiągają wyceny wyższe od tych tradycyjnych. Założona w 2003 roku Tesla jest dziś wyceniana tak samo jak General Motors, gigant z branży motoryzacyjnej istniejący od kilkudziesięciu lat – przy czym Tesla w 2016 r. sprzedała 76 tys. pojazdów, a GM 9,6 mln aut. Kreatywność jest domeną osób, które chcą mieć przede wszystkim poczucie uczestniczenia w czymś ważnym, w czymś, z czym mogą się identyfikować. Typowy korporacyjny wyścig szczurów nie jest dla tych ludzi pociągający. Dlatego też firmy chcące wygrywać muszą motywować najlepszych nie – jak do tej pory – wysokimi zarobkami, ale raczej sensownością oferowanej pracy. Maksymalizacja zysku i duże pieniądze przestały być magnesem przyciągającym najwartościowszych pracowników – jest nim teraz możliwość zmieniania świata dzięki swojej pracy.

Ukierunkowanie na zysk sprawia też, że firmy myślące wyłącznie w kategoriach finansowych nie są szczególnie lubiane. Zazwyczaj stosują strategie sprzedaży oparte na chwytach marketingowych i psychologicznych, niespecjalnie dbają o pracowników, myśląc o nich jako o „zasobach ludzkich”, nie są także zainteresowane tym, w jaki sposób ich działalność wpływa na życie innych ludzi w szerszym kontekście.

Nowe pokolenie konsumentów to często ludzie poszukiwani przez sektory innowacyjne. Tak jak nie chce ono brać udziału w wyścigu szczurów, tak też nie będzie kupować produktów i usług oferowanych przez firmy niemające wartościowej misji. Swoisty bunt przeciw wciskaniu bezsensownych produktów oraz karierze będącej zgodą na wyzysk idzie w parze z rosnącą potrzebą wyznawania głębszych wartości, szukania sensu życia, budowania społecznego autorytetu nie na tym, co się posiada, ale na tym, co się robi. Firmy, które nie dostrzegają tej zmiany, mogą niebawem znaleźć się w sporych tarapatach.

Czy w związku z tym moda na Społeczną Odpowiedzialność Korporacji (CSR) to dobry kierunek dla współczesnych firm? To za mało. CSR najczęściej przyjmuje postać departamentu w korporacji, mającego odpowiadać za  „czynienie dobra”, sama firma natomiast nadal zajmuje się tym, czym zawsze, i tak, jak zawsze – szybkim zarabianiem pieniędzy. Takie podejście do CSR jest jak malowanie trawy na zielono, to forma fałszywego ocieplania wizerunku, a nie realne naprawianie świata.

Działalność każdej firmy wiąże się z mniejszym lub większym wpływem na społeczeństwo. Praca daje ludziom nie tylko pieniądze, ale także poczucie, że są potrzebni. Wytwórca ołówków rzadko zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele osób w różnych zakątkach świata musiało podjąć trud, aby wszystkie potrzebne do produkcji elementy znalazły się w konkretnym miejscu i o określonym czasie. Nieczęsto też ma świadomość, jak ważny mógł się okazać dla kogoś zwykły ołówek. Korelacja z pierwszym rysunkiem serca przebitego strzałą, kalkulacjami na maturze z matematyki albo portretem ukochanej mamy – wszystko to uświadamia, jak blisko relacji międzyludzkich, skomplikowanych emocji, radości i smutków codziennego życia, może być jeden prosty ołówek.

Odpowiedzialność społeczna biznesu to odpowiedzialność za to, jak dany produkt czy usługa wpływają na życie innych ludzi. Realizacja tego podejścia nie oznacza, że za jednym zamachem musimy zlikwidować całe zło na naszym globie. Na dobry początek wystarczy świadomość, że nawet jeden ołówek może mieć znaczenie i że warto go produkować oraz oferować tak, aby dzięki niemu czyjeś życie mogło stać się lepsze.

Miastologia zaczęła się od doświadczenia, które gromadziliśmy przez lata, pracując w biurach architektonicznych, spółkach deweloperskich oraz na rynku kapitałowym. Potem pojawił się pomysł, aby samodzielnie zbudować fajne i dobrze działające osiedle. Wtedy wiedzieliśmy już, że chcemy zarabiać po to, żeby działać; nie działać, żeby zarabiać. Dlatego dizajn traktujemy jako sposób myślenia o ludziach, a nie o rzeczach, i pamiętamy, że ludzie będą z naszymi projektami obcować na co dzień, a nie od święta.

Zdawaliśmy sobie sprawę z deficytu mieszkań wygodnych i funkcjonalnych, jak również z wysokich kosztów zakupu własnego „M”, postanowiliśmy więc znaleźć sposób na lepszą i tańszą przestrzeń do mieszkania. Kierując się hasłem „Nie płać za niepotrzebne metry”, zaoferowaliśmy mieszkania z lepszym dostępem do światła, powietrza i zieleni, a jednocześnie tańsze, bo ceniąc każdy metr kwadratowy, pozbyliśmy się zbędnych wnęk i korytarzy w projektowanych lokalach. Mieszkania szybko znalazły nabywców, zwłaszcza że kosztowały dużo mniej niż u konkurencji. Tak powstało Osiedle nad Stawem. W tym duchu projektujemy dalej.

Maciej Ster, współzałożyciel i członek zarządu Miastologii