Nr 2

Masz problem? Zadzwoń

Wiedeń króluje w rankingach jakości życia. Jest również prymusem w gospodarce odpadami i dobrym przykładem na to, ile lat i wysiłku zajmuje stworzenie skutecznego systemu.

Co widzą turyści w centrum tego miasta? Dziesiątki dzieł sztuki architektonicznej (zagrożone z powodu ambicji inwestorów, którzy pragną budować wieżowce), funkcjonujący jak szwajcarski zegarek transport publiczny, kilometry ścieżek rowerowych, piętrowe parkingi dla samochodów, których na ulicach jest mało. Tylko jednej rzeczy z pewnością nie zauważą: śmieci.

Porządek na ulicach (brak śmieci, ale także dbałość o małą architekturę i zieleń) wynika tu nie tylko z kultury. To także widoczny gołym okiem przejaw funkcjonowania jednego z najdoskonalszych systemów radzenia sobie z komunalnymi odpadami, z tym, co wyrzucamy do koszy, z tym, co wynosimy z domu, co zostaje nam po skoszeniu ogródka.

W przeciwieństwie do wielu innych miast europejskich Wiedeń praktycznie wszystkie odpady przetwarza: recykluje lub utylizuje w swoich granicach. Jest jednym z najbogatszych miast na świecie, ale to bogactwo od końca lat 60. XX wieku zaczęło być również obciążeniem – wzrost zamożności mieszkańców przełożył się na wielkość ich zakupów, a te, wraz z pojawieniem się opakowań i masowo wytwarzanych produktów, doprowadziły do podwojenia ilości odpadów w ciągu zaledwie 20 lat.

Właśnie dlatego Wiedeń zaczął spalać odpady już w 1963 r., jako jedno z pierwszych miast na świecie, i jednocześnie zdecydował się na budowę spalarni, która miałaby także funkcję ciepłowni zapewniającej ogrzewanie i ciepłą wodę ok. 35 proc. mieszkańców w zimie. Latem połowa ciepłej wody w wodociągach Wiednia pochodzi właśnie z ciepłowni opalanej odpadami (w niektórych dzielnicach zasila ona także systemy chłodzenia będące alternatywą wobec osuszających powietrze klimatyzatorów).

Uruchomienie spalarni oznaczało jednak konieczność stworzenia podstawowego systemu sortowania odpadów. Do pieca nie można było wrzucić wszystkiego – niektóre rzeczy (jak szkło czy metal) radykalnie obniżają kaloryczność masy odpadów (mówiąc w uproszczeniu: utrudniają jej spalenie), ale są dość łatwe do przetworzenia w inny sposób. Władze Wiednia zdawały sobie też sprawę z kłopotu z zanieczyszczeniami, choć ówczesne standardy dotyczyły raczej kwestii odorów niż rakotwórczych toksyn (by usuwać te ostatnie, od końca lat 70. montuje się przy tego rodzaju zakładach coraz wydajniejsze systemy filtrowania).

Sortowanie ruszyło na dobre w połowie lat 80. XX wieku. Stworzono wtedy zasady, system odbioru i zaczęto wymagać segregacji od mieszkańców. Dziś z miliona ton odpadów komunalnych w Wiedniu udaje się skierować do wtórnego wykorzystania ok. 40 proc. Resztę spala się w trzech spalarniach, a popioły zestala się w bloczki, wykorzystując je potem przy wzmacnianiu nadbrzeży Dunaju lub przy budowie dróg. Wysiłki, by osiągnąć podobne wyniki jak Wiedeń, podejmuje m.in. Kraków. Warszawa, produkująca bardzo podobną ilość odpadów jak stolica Austrii, niemal 80 proc. z nich składuje na wysypisku. Wiedeń nie składuje niemal niczego.

Ten kontrast stosowanych rozwiązań jest istotny z wielu powodów. Po pierwsze: budowa nowego wysypiska odpadów to olbrzymie koszty – społeczne i ekonomiczne. Do tego dochodzą koszty transportu odpadów do miejsc przetwarzania i składowania. W Wiedniu ludzie wolą mieszkać koło spalarni odpadów niż koło wysypiska.

Po drugie: ograniczanie składowania śmieci na wysypiskach sprzyja hamowaniu globalnego ocieplenia. Mniej więcej 40 proc. odpadów w Wiedniu to biomasa, która gnijąc, wytwarzałaby metan – ten zaś przyspiesza globalne ocieplenie dziesięć razy bardziej niż dwutlenek węgla, dlatego Wiedeń, spalając, zapobiega temu procesowi. W Warszawie biomasa to połowa odpadów, ale niemal wszystkie gniją na wysypiskach.

Mimo świetnych wyników władze Wiednia nadal się martwią, bo odpadów nieustannie przybywa. Systematycznie wspierają więc akcje edukacyjne promujące kulturę ograniczania zużycia opakowań i produktów jednorazowych, a także przekonują mieszkańców miasta do niemarnowania jedzenia.

Jednym z najciekawszych rozwiązań jest jednak odsprzedaż wcześniej zebranych odpadów. Nie chodzi oczywiście o odsprzedaż skórki po bananie, ale o meble, które nadają się do użytku, oraz działające sprzęty AGD czy RTV pozostawione do wyrzucenia albo pochodzące z miejskiego punktu rzeczy znalezionych. Sklep nazywa się „48er Tandler” („Lamus 48” – od departmentu 48, który w Wiedniu zajmuje się gospodarką odpadami). Sklep nie zarabia na siebie, nie takie ma założenia – spełnia raczej funkcję edukacyjną, uświadamiając ludziom, jak łatwo pozbywają się rzeczy, które nadal mogą doskonale pełnić swoją funkcję.

Na każdym z 18 tys. pojemników na odpady w Wiedniu znajduje się pomarańczowa naklejka, a na niej rzucający się w oczy numer telefonu. Urzędnicy proszą, by dzwonić, „jeśli napotka się na problem”.

pil