Nr 2

Samowystarczalni z Amsterdamu

Amsterdam wprowadza rewolucyjne rozwiązania: buduje domy z klocków, planuje przejąć prawo do montażu żarówek w prywatnych mieszkaniach i korzystać wyłącznie z zielonej energii. To nie żart. W tym mieście nawet asfalt pochodzi z recyklingu.

Wspólnota europejska stawia sobie coraz surowsze wymagania dotyczące energetyki (z roku na rok w UE zaostrzane są limity dozwolonej emisji dwutlenku węgla), polityki postępowania z odpadami (coraz wyższe oczekiwania, jeśli chodzi o poziom odzysku surowców wtórnych), ograniczania zanieczyszczeń powietrza (stąd dyrektywa Ecodesign, która od 2022 r. ma m.in. wyeliminować spalanie węgla w domowych piecach i podnosić standardy energooszczędności nowo powstających budynków).

To wszystko grube dokumenty i żmudne wyliczenia, niezbyt interesujące dla statystycznego mieszkańca Unii Europejskiej, w Holandii postanowili więc… postawić sobie jeszcze trudniejsze wyzwanie: do roku 2050 chcą stać się krajem o gospodarce zamkniętego obiegu. Od 2 lat wydają spore pieniądze na promowanie tej idei i wśród zwykłych obywateli, i wśród przedsiębiorców. Choć Holendrzy podchodzą do regulacji zmniejszających wpływ człowieka na przyrodę z o wiele większym zrozumieniem niż Polacy, to nawet ich nie tak łatwo przekonać do poddania się kolejnym restrykcjom. Dlatego postawienie na gospodarkę okrężną (po angielsku brzmi to lepiej: circular economy) pokazywane jest jako szansa, a nie ograniczenie – szansa przede wszystkim dla przedsiębiorców, którzy uczestnicząc w krajowych programach rozwoju gospodarki okrężnej, zarabiają na tym, co inni uważają za kij wkładany w szprychy biznesu.

Mer Amsterdamu, Eberhard van der Laan, przekonuje, że te plany wpłyną na rozwój miasta. – Amsterdam ma się stać dla reszty świata przykładem, jak rozwiązywać problemy komunikacyjne, dotyczące jakości życia i zrównoważonego rozwoju w sposób akceptowalny dla mieszkańców, innowacyjny i kulturalny.

O co chodzi w zamkniętym obiegu

Ideę gospodarki zamkniętego obiegu najłatwiej wyjaśnić na przykładzie lasu albo zarządzania odpadami. Generalna zasada to utrzymanie energii, surowców, pieniędzy i innych wartości w obiegu jak najdłużej, a najlepiej bezustannie (co oczywiście zwykle pozostaje nieosiągalnym ideałem). Aby stale uzyskiwać dochody z wycinanych drzew, przedsiębiorstwa, takie jak polskie Lasy Państwowe, muszą równolegle planować nasadzenia, żeby za 20, 30 czy 100 lat nadal istniał las będący źródłem drewna. Wycinka, za którą nie idą nasadzenia, doprowadziłaby do upadku firmy. Eksploatowanie zasobów ziemi bez próby ich odnowienia lub powtórnego wykorzystania skończyłoby się taką samą katastrofą, tyle że na skalę globalną. Najlepszym dowodem są raporty wskazujące, na jak długo wystarczy nam węgla czy rud metali. Mało kto zdaje sobie sprawę, że przy obecnym poziomie wydobycia znane nam zasoby miedzi skończą się ok. 2050 r.

Trochę bardziej skomplikowanym przykładem są odpady. Można je wyrzucić na wysypisko, marnując tym samym wszystkie surowce, energię i pracę włożoną w ich wyprodukowanie. W gospodarce okrężnej mamy natomiast dążyć do tego, by produkowane urządzenia dało się naprawiać, jeśli się popsują, a kiedy dożyją swego kresu, odzyskiwać materiały zużyte do ich produkcji i wykorzystywać je ponownie. Butelka po piwie powinna być więc wykorzystana wielokrotnie, zanim zostanie przetopiona w hucie, a pralka nadawać się do naprawy i być skonstruowana tak, by później stal, plastik i inne materiały z jej rozbiórki można było wykorzystać do produkcji nowego urządzenia.

Surowce da się odzyskiwać i przetwarzać dziesiątki razy, choć nie w nieskończoność, bo za każdym razem część materiałów ulega degradacji, trudno jest także utrzymać jakość tworzywa bez dodawania surowców wydobytych z ziemi. Nie sposób np. bez końca przetwarzać plastik, za każdym razem jest on mniej wytrzymały, niemożliwe jest utrzymanie jego pierwotnej kolorystyki.

Zupełnie nieodzyskiwalna jest z kolei energia. Istnieją jednak sposoby, by zużywać jej dużo mniej albo żeby tę, którą do tej pory traciliśmy, wykorzystywać jeszcze do czegoś. Można przeanalizować to na przykładzie elektrowni węglowych. Wprowadzany przez nie do sieci prąd to tylko jakieś 40 proc. energii uzyskiwanej przy spalaniu węgla. Reszta pary idzie w gwizdek, dosłownie – elektrownie zużywają bowiem ogromne ilości wody, aby chłodzić urządzenia. Ciepło powstałe przy produkcji prądu jest niemal całkowicie marnowane i w postaci kłębów pary wyrzucane przez wielkie kominy lub odprowadzane w ciepłej wodzie do przyrody. Jedną z metod zapobiegania takiemu marnotrawstwu są elektrociepłownie, które wykorzystują ciepło do ogrzewania naszych domów – i zużywają prawie 70 proc. energii zawartej w węglu. Szwedzkie firmy – w tym np. Fortum – dążą do tego, by odzyskać ciepło nawet z dymu, aż stanie się on tak zimny, że trzeba mu będzie pomóc w wydostaniu się przez komin. Dzięki temu udaje się im podnieść poziom efektywności pożytkowania energii do ok. 85 proc. Ale na tym koniec.

W elektrociepłowniach Fortum węgiel zastępowany jest przy tym odpadami, których na razie nie umiemy przetworzyć. W ten sposób znacznie zmniejsza się zapotrzebowanie na nieodnawialną energię z węgla. Jednak aż tyle ciepła nie potrzebujemy. Dlatego np. prąd produkowany przez wiatraki czy panele fotowoltaiczne jest korzystny dla środowiska nie tylko ze względu na ograniczenie emisji zanieczyszczeń, ale także z powodu zmniejszenia do minimum utraty energii cieplnej

Jak to zrobić w mieście?

Wszystkie te przykłady są dość proste do zrozumienia, kiedy opisuje się je w oderwaniu od systemu, w którym funkcjonują. Na czym jednak polega miasto gospodarki okrężnej? Jak to podejście zrealizować w przestrzeni, w której żyjemy?

Amsterdam podchodzi do sprawy poważnie i zabiera ­się za nową strategię dla miasta wielowymiarowo. Władze analizują więc obszar całego miasta, aby wskazać dzielnice, w których najszybciej będzie można wdrożyć nowe rozwiązania; rewidują gospodarkę odpadami (bez spalania odpadów w stolicy Holandii przetwarza się blisko 98 proc. tego, co wyrzucane jest do miejskich koszy); szukają metod zasilania miasta ze źródeł odnawialnych; a wreszcie – stawiają wymogi dotyczące nowych budynków powstających w mieście oraz wspierają modę na cyrkularność.

Szczególnie interesujące jest podejście do budownictwa. Tu jednak ważne zastrzeżenie: władze miejskie Amsterdamu mają w swoich rękach większość gruntów, zdecydowanie łatwiej im więc dyktować warunki rozwoju niż gminom polskim (choć przepisy dotyczące planowania przestrzennego są w obu krajach bardzo podobne).

Za kilka lat Amsterdam chce dopuszczać do realizacji wyłącznie budynki cyrkularne. Co to oznacza? Mają zużywać jak najmniej energii, a więc być świetnie zaizolowane oraz sterowane przez systemy komputerowe, które pozwolą na redukcję strat. Ważniejsze, że wszystko, co zostanie wykorzystane do budowy nowych mieszkań czy biur, ma się nadawać do łatwego recyklingu lub wręcz do powtórnego wykorzystania bez żadnego przetwarzania. Odpada więc np. izolowanie za pomocą styropianowych płyt. Zamiast nich stosowane będą gotowe panele, które za kilka lub kilkanaście lat można będzie zamontować na innej budowli.

Taka ambitna forma budownictwa jest dziś realizowana w mieszczącym się niedaleko lotniska Schiphol kwartale biurowców Park 20|20 zbudowanych przez rodzinną firmę Delta Development. Każdy z nich jest bliski osiągnięcia standardu pasywnego, a więc zużywa dziesięciokrotnie mniej energii niż budynki tradycyjne, konstruowane jeszcze na początku tego wieku.

Biurowce powstały z elementów łatwych w recyklingu lub nadających się do powtórnego wykorzystania. – Kiedy dożyją swego kresu, nie będą burzone, ale właśnie rozbierane – mówi Owen Zachariasse, członek zarządu firmy. – Z elementów konstrukcyjnych, np. belek stalowych, można niemal od razu rozpocząć budowę innego obiektu. Elementy fasady mogą być przy minimalnym koszcie wymienione na inne, zaś stare nadają się do wykorzystania w innym budynku albo do recyklingu – wymienia.

Tak można postąpić niemal z każdym elementem biurowców Park 20|20. Do tego dochodzą wynajmowane części infrastruktury, jak windy. Budynki Park 20|20 zostały wyposażone w usługę przewożenia między piętrami, nie w windy. Firma Mitsubishi podpisała z deweloperem umowę na umieszczenie w biurowcach swoich wind w zamian za stałą comiesięczną opłatę. Od kredytu różni się to tym, że Mitsubishi bierze na siebie utrzymanie wind i gwarantuje ich bezawaryjność (za przestoje płaci kary), a więc będzie jej zależało na tym, by zużywały jak najmniej energii (może np. wymieniać silniki bez pytania o zgodę właściciela budynku), a kiedy kontrakt się zakończy, firma będzie dysponować surowcami zużytymi do produkcji swoich urządzeń.

Taki leasing miasto Amsterdam próbuje też wprowadzić do budynków mieszkalnych. Tym razem nie chodzi o windy, ale o źródło światła. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że żarówki, świetlówki czy wkłady LED kupujemy sami, sami zatem decydujemy o tym, jak silne mają dawać światło. Amsterdam we współpracy z lokalną spółką dostarczającą energię przymierza się, by w mieszkaniach komunalnych o źródłach światła decydowali nie mieszkańcy, ale firma energetyczna. W ten sposób miasto chce obniżyć koszty energii. Firmie będzie zależało, by oświetlenie zużywało jak najmniej prądu, a źródła światła były jak najrzadziej wymieniane. Pełnomocnik mera Amsterdamu ds. gospodarki cyrkularnej przyznaje, że podejście to będzie wymagało olbrzymiej zmiany mentalnej. – Ludziom będzie trudno pogodzić się z tym, że przychodzi do nich jakiś człowiek, który ma wymienić żarówkę. Nie chodzi oczywiście o to, by zmuszać do używania słabszych, ale tych najbardziej energooszczędnych – mówi Eveline Jonkhoff, doradczyni strategiczna miasta Amsterdam. – Największym kłopotem będzie jednak wkroczenie w sferę, która do tej pory była uznawana za prywatną.

Takie rozwiązanie próbowano już wdrożyć w Amsterdamie na rynku komercyjnym, ale tu niełatwo było znaleźć chętnych, mimo że w pakiecie oferowano atrakcyjne ceny prądu. Podobny eksperyment przeprowadziła w Warszawie firma Innogy (wtedy jeszcze jako RWE). U nas również liczba chętnych nie była powalająca.

Planowanie przestrzenne

Wymagania dotyczące budownictwa zaostrzają się ze względu na przepisy przyjmowane przez Unię Europejską. Wspólne dla wszystkich, zawarte m.in. w dyrektywie Ecodesign, wymagają choćby, aby budynki, które będą powstawały po 2020 r., spełniały bardzo wysokie normy dotyczące współczynników efektywności energetycznej, czyli – jak wspominaliśmy – aby do ich ogrzania lub schłodzenia zużywało się wielokrotnie mniej energii niż do tej pory. W dyrektywie nie ma jednak mowy o tym, co powinno dziać się z materiałami zużytymi do budowy.

Amsterdam może sobie pozwolić na narzucanie surowszych wymagań, bo ma władzę nad większością gruntów miejskich oraz spółkę, która wspiera inwestorów. Środki, jakimi dysponuje spółka, pochodzą ze sprzedaży części udziałów w firmach komunalnych Amsterdamu.

To ważne, bo nowoczesne budownictwo, o jakim marzy miasto, wciąż leży w sferze nowinek technologicznych, nie jest więc łatwo ani o inwestorów, ani o nabywców, ani o najemców. Miasto musi wspomagać inwestorów, by ci byli w stanie zaproponować czynsze w wysokości zbliżonej do rynkowych. To tym bardziej kłopotliwe, że rynek nieruchomości w Holandii jest – jak twierdzi choćby dr Onno de Jong z Uniwersytetu Erasmusa w Rotterdamie – zachwiany przez nader łatwo dostępne mieszkania komunalne.

Ponad połowa Holendrów rezygnuje z kupowania mieszkań, bo czynsze komunalne są o wiele niższe niż obciążenia wynikające ze spłacania kredytów hipotecznych. Z kolei władze miast obawiają się podwyżek czynszów ze względów politycznych i społecznych. Koszty utrzymania budynków rosną, czynsze nie pokrywają ich w pełni, a na rynku komercyjnym budowanie mieszkań na wynajem opłaca się jedynie przy najbardziej napiętych biznesplanach. Właśnie z powodu dużych kosztów utrzymania budynków komunalnych dla władz Amsterdamu tak ważne jest inwestowanie w budynki tańsze w użytkowaniu i utrzymaniu.

Z powodów ekonomicznych miasto chce również inwestować w instalacje wytwarzające prąd z energii słonecznej. Oprócz instalacji paneli fotowoltaicznych na dachach gmina planuje inwestycje w elektrownie wiatrowe i słoneczne poza swoim granicami. Dziś stara się kupować energię wyłącznie od producentów bazujących na surowcach odnawialnych.

To się opłaca

W Amsterdamie po prostu nie wypada dziś myśleć inaczej. Pod wpływem nowych idei oraz rachunku ekonomicznego już ponad połowa hoteli wprowadziła zasady zmniejszające zużycie wody, gazu, prądu i ciepła. O transporcie zbiorowym i rowerowym władze myślą już nie tylko w kategoriach rozwiązywania problemów z korkami, ale przede wszystkim jako o narzędziach do redukowania poziomu zanieczyszczeń i zużycia energii. Transport publiczny systematycznie pozbywa się zresztą pojazdów napędzanych silnikami spalinowymi. Ulice coraz częściej pokrywa się asfaltem z recyklingu, czego przykładem jest choćby otoczenie lotniska Schiphol.

Co ważne, wszystko to ma sens dla Holendrów tylko wtedy, gdy się opłaca. Wsparcia dla przedsiębiorców inwestujących w nowe technologie prawie nigdy nie udziela się w formie bezzwrotnej, ale raczej oferuje się im korzystny kredyt. Czasem sukces przerasta założenia. Tak było z restauracją In Stock, która serwuje potrawy przyrządzane z z wycofanych z hipermarketów warzyw i owoców – takich, które nie wyglądają już atrakcyjnie, są powiędnięte i pomarszczone. Zaczęło się od eksperymentu, który miał być zwykłym miejscem na codzienny lunch, a dziś restauracje In Stock funkcjonują w trzech miastach i trudno znaleźć w nich wolny stolik.

pil