Nr 5

Wielki Lem, czyli o prapoczątkach zupełnie nowej planety

Czy Lem cieszyłby się z obchodów setnej rocznicy swych urodzin, która jak wiadomo przypada już w 2021 roku? Nie wiadomo. Pewnie nie miałby nic przeciwko uczynieniu jej okazją do racjonalnego namysłu nad światem. Czy liczyłby na jakiekolwiek jej pozytywne i trwałe skutki? To raczej wątpliwe. Co nie znaczy, że nie powinniśmy próbować.

Stulecia czy inne okrągłe rocznice związane z ludźmi kultury są najczęściej okazją do przypomnienia ich twórczości. Kto jak kto, ale Lem żadnego przypominania nie potrzebuje. Jego książki w Polsce i na świecie sprzedają się świetnie i są niezmiennie źródłem inspiracji dla twórców, którzy nie tylko podejmują się kolejnych adaptacji jego powieści, ale też próbują dać się ponieść jego ideom w rejony często nieprzewidywalne nawet dla nich samych. Równie istotna jak twórczość literacka jest aktywność filozoficzna Lema – nie tylko ze względu na szerokie spektrum podejmowanych tematów, ale też na charakterystyczny dla krakowskiego autora sposób ich traktowania: śmiałość stawianych tez, dostrzeganie odległych powiązań i rozległość horyzontu rozważań łączy się tu z analityczną wnikliwością i bardzo dobrą znajomością aktualnego stanu badań w naukach szczegółowych. No i oczywiście niezmienną popularnością cieszą się jego wizje przyszłości, które przywołuje się bardzo często, zresztą nagminnie kompletnie wyrwane z kontekstu. Tak też ta rocznica będzie trochę inna niż wszystkie. Będzie raczej próbą intensyfikacji trwających już działań, ale też siłą rzeczy (czy raczej siłą autora) powinna być nie tyle czczą celebrą, co sabatem filozofów i twórców, przypisem do Summa technologiae, ale też wyprawą w choćby najczarniejsze zakątki naszej przyszłości.

Rocznica rocznicą, ale najważniejsze są te przedsięwzięcia, które wykraczają poza okolicznościowe ramy i zostają na stałe. Tak ponad wszelką wątpliwość jest z Centrum Literatury i Języka „Planeta Lem”, którego idea zrodziła się przy okazji złożenia przez Kraków aplikacji o tytuł miasta literatury UNESCO. Przez lata ten pomysł ewoluował, by w przeddzień Lemowskiego stulecia nabrać już bardzo konkretnych kształtów. Od samego początku założeniem podstawowym była elastyczność i plastyczność tego miejsca, które docelowo pomieścić ma wszystkie przedsięwzięcia realizowane w ramach programu Kraków Miasto Literatury UNESCO, ale też wystawę stałą poświęconą Stanisławowi Lemowi oraz eskpozycję poświęconą językowi i komunikacji.

Dziś już wiemy, jak będzie wyglądać bryła budynku. Pra-

cownia architektoniczna Jems Architekci, które wygrało konkurs na tę realizację, znalazło sposób na połączenie istniejącego zabytkowego budynku Składu Solnego z nową bryłą, organicznie z niego wyrastającą. Ta organiczność opiera się na multiplikacji modułów architektonicznych tego pierwszego. Znamienne, że inspiracją dla architektów była nekrosfera z Niezwyciężonego. Ta nanotechnologiczna chmura czytelnikom Lema kojarzy się nie najlepiej, jest przecież śmiercionośna, ale też – dzięki swojej elastyczności – niezwykle skuteczna. Jest bytem składającym się z małych nanorobotów i działa w sposób w pełni skoordynowany. To właśnie te jej aspekty odpowiadają założeniom architektonicznym Planety Lem, a szczególnie jej wnętrza – złożonego ze wspomnianych modułów, które mogą być łączone w dowolny sposób. To z kolei odpowiada wielofunkcyjnym planom programowym, które wykraczać mają poza aktywności czysto literackie.

Często się słyszy o tym, że żyjemy w świecie przez Lema przewidzianym. To oczywiście wierutna bzdura, bo Lem rozważał różne scenariusze na przyszłość nie po to, by być skutecznym wróżbitą, ale po to, by w sposób krytyczny komentować świat mu współczesny. W chwilach entuzjastycznych uniesień, być może nawet licząc na to, że ktoś go wysłucha, zrozumie i wprowadzi korekty działań, a na co dzień raczej dla czystości sumienia, oburzenia czy po prostu utarcia nosa tym śmiesznym stworzonkom, które niszczą siebie nawzajem i planetę, na której żyją. To, że spełniliśmy część z jego najgorszych przewidzeń, to już kwestia naszej przewidywalności i autodestrukcyjnych tendencji. Przy czym Lem nie był deterministą, co więcej uważał taką postawę za nieuzasadnioną, dlatego też używał literatury jako narzędzia, które demontuje zastane paralogizmy i sofizmaty – często bezlitośnie wyśmiewając ludzką głupotę, która stała za tymi pierwszymi, czy złą wolę, na których zbudowano te drugie. Planeta Lem także ma być miejscem, które przyjmując różne kształty, stwarza okazję do potyczki ze światem, idzie pod prąd, ale nie na oślep i nie za wszelka cenę, tylko tam, gdzie tego wymaga sytuacja.

Literatura to też przekraczanie granic, które jak wiadomo są iluzoryczne i nieprawdziwe, ale trzymają nas sztywno w swoich okowach. Lem pisał dużo o spotkaniu z obcym – z prawdziwie i istotnie obcym, tak jak ocean Solaris czy mieszkańcy Edenu. Wszystko wskazuje na to, że takie spotkanie pozostaje dla nas w sferze literackiej fikcji i pewnie, zgodnie z przypuszczeniami Lema, jesteśmy kosmicznymi sierotami. I chyba na szczęście, bo na co dzień nie potrafimy poradzić sobie ze spotkaniem innego. Owa inność jest zgoła odmienną kategorią, równie iluzoryczną, co wyżej wspomniane granice. I tak jak granice paraliżują naszą wzajemną komunikację, tak natrętnie nakładana na różne segmenty rzeczywistości kategoria inności skutkuje często strasznymi konsekwencjami, jak choćby tymi doświadczonymi przez samego Lema w trakcie II wojny światowej.

Dziś to poczucie inności pojawia się wszędzie, za każdym rogiem; podsycane jest populistycznymi ideologiami, nawożone fake newsami czy w końcu algorytmami sztucznej inteligencji, której zadaniem jest pomnażanie zysku cyberkorporacji – bez względu na koszta społeczne czy etyczne normy. Nie żebyśmy dziś mieli gorzej od Lema, który tworzył z cieniem II wojny światowej na karku i pośród zimnowojennych realiów z wizją wojny atomowej tuż nad głową. Zresztą to, że ta niemożność porozumienia i wzajemne antagonizmy trwają, nie musi być tylko źródłem frustracji i zwątpienia w społeczny postęp, ale też źródłem pokory i sceptycznego dystansu do tego, co tu i teraz. Literatura jak mało co nadaje się do ukazywania tej iluzoryczności granic i różnic między ludźmi.

Takie są więc źródła ideowe Centrum Literatury i Języka „Planeta Lem”, które ma powstać w Krakowie. Źródła wydają się nieskazitelnie czyste, ale po drodze wiele jeszcze może się wydarzyć. Prędzej czy później Planetę Lem, jak i wszystkie inne liczące się ciała niebieskie, czeka weryfikacja przez Organizację Planet Zjednoczonych. Jak wiemy z Podróży 8 z Dzienników gwiazdowych, planeta Ziemia reprezentowana przez Ijona Tichego wypadła raczej blado, nie wspominając o jej mieszkańcach: „Niektóre z Potworyjców tworzą własne pseudokultury; […] jak ów osobliwy, łysy na całym ciele egzemplarz, zaobserwowany przez Grammplussa w najciemniejszym zakątku naszej Galaktyki – Monstroteratum Furiosum (Ohydek Szalej), który zwie siebie Homo sapiens”.

No cóż, gdyby ocena Planety Lem miała być równie niepomyślna, to trzeba będzie zrzucić bomby, to jest, przepraszam, bemby (BMB, bomby miłości bliźniego), które jak wiemy z Kongresu futurologicznego, za sprawą zawartych w nich dobruchanów i beningnatorów są w stanie rozładować nawet najpoważniejszy kryzys.

Szymon Kloska – Krytyk i aktywista literacki. Ostatnio z ramienia KBF zajmuje się głównie Lemem. Poza tym, o książkach opowiada w radio i telewizji, czasami pisuje w prasie drukowanej i innej. Wieloletni pracownik Instytut Książki, od stycznia 2017 roku związany z programem Kraków Miasto Literatury UNESCO.