Nr 2

Koniec pracy, koniec usług?

Poziom robotyzacji światowej gospodarki zwiększa się co roku o kilkanaście procent. Wartość usług realizowanych poprzez aplikacje podobne do Ubera liczona jest już w miliardach dolarów. Te dwa trendy zdają się dominować w gospodarce. Także w Polsce.

W 1954 roku George Devol skonstruował pierwszego programowalnego robota przemysłowego. Musiało jednak minąć prawie 7 lat, zanim robot ten zastąpił ludzi przy pasie produkcyjnym w fabryce samochodowej General Motors. Dziś tempo robotyzacji jest wielokrotnie szybsze, liczba nowych urządzeń wzrasta lawinowo.

Miliony nowych robotów co roku

Według ubiegłorocznego raportu Międzynarodowej Federacji Robotycznej (International Federation of Robotics – IFR) liczba użytkowanych na świecie robotów przemysłowych osiągnie na koniec bieżącego roku poziom 2 mln sztuk. Federacja prognozuje, że w 2019 roku ten wskaźnik przekroczy 2,6 mln urządzeń. Sektor robotów przemysłowych wart jest dzisiaj ponad 32 mld dolarów. Większość z nich pracuje albo będzie pracować w fabrykach związanych z branżą samochodową i produkcją elektroniki, ale oczywiście także w różnych innych obszarach przemysłu. Roboty­zacji poddają się bowiem kolejne gałęzie gospodarki: od rolnictwa, przez medycynę, po bezpieczeństwo. Coraz częściej roboty pojawiają się też w naszym codziennym życiu. Firma iRobot, słynąca z produkcji urządzeń samoodkurzających, do 2015 roku sprzedała już 13 mln tego typu produktów. Autonomiczne samochody, które są niczym innym jak robotami transportowymi, najprawdopodobniej w ciągu kilku najbliższych lat zostaną pełnoprawnymi uczestnikami ruchu drogowego – to będzie prawdziwa transportowa rewolucja.

Wskazówką, z jak ważnym zjawiskiem mamy do czy­nienia, są nie tylko liczby, ale też głośny przed 3 laty zakup zajmującej się innowacjami w dziedzinie robotyki firmy Boston Dynamics przez Google. Internetowy gigant lubi wyprzedzać trendy, dlatego nie dziwi, że zdecydował się zainwestować w robotykę. W tę branżę lokują kapitał także Chińczycy, którzy coraz częściej odchodzą od gospodarki opierającej się na taniej sile roboczej. W swoich fabrykach Państwo Środka zastępuje robotników robotami tak samo, jak czynią inne wysoko rozwinięte kraje. Według wspomnianej IFR w ciągu 2 lat 40 proc. światowej produkcji robotów przemysłowych będzie w posiadaniu firm produkujących w Chinach. Jeśli tak się stanie, w ciągu owych 2 lat liczba użytkowanych robotów zwiększy się tam dwuipółkrotnie, przekraczając poziom 600 tys. maszyn.

Ginące zawody

Nie dziwi więc, że w mediach widzimy coraz więcej tekstów poświęconych rynkowi pracy i pytających, co stanie się z ludźmi, których zastąpią roboty. Brytyjska telewizja BBC stworzyła listę zawodów zagrożonych likwidacją. W świetle szacunkowych analiz Boston Consulting Group groźba ta wydaje się nad wyraz realna. Zdaniem analityków firmy w ciągu najbliższych 8 lat robotyzacja zwiększy globalną produktywność od 10 do 30 proc., jednocześnie redukując koszty pracy nawet o 25 proc.

Na każde 10 tys. pracowników w skali świata przypadają dziś 62 roboty przemysłowe. W Europie średnia jest wyższa: na każde 10 tys. par rąk do pracy – 85 automatów. Niekwestionowanym liderem robotyzacji jest Korea Południowa ze współczynnikiem wynoszącym 531. USA, ze 176 robotami na 10 tys. pracowników, również plasuje się w ścisłej światowej czołówce, a prognozowany wzrost jest tam szacowany na 5–10 proc. rocznie. Najwyżej notowany kraj europejski to Niemcy ze wskaźnikiem 301.

Europa jest liderem, Polska nie

Europa jest obecnie najbardziej zrobotyzowanym rejonem świata. Aż 14 spośród 22 krajów znajdujących się powyżej światowej średniej nasycenia gospodarki robotami to państwa Starego Kontynentu.

Polska znajduje się obecnie sporo poniżej średniej europejskiej, a także światowej. Na 10 tys. pracowników przypadają u nas zaledwie 22 roboty. Łącznie w polskich fabrykach jest ich tylko 8 tys. Dla porównania w Niemczech codziennie swoje zadania wykonuje 184 tys. automatów, a za 2 lata ta liczba ma przekroczyć 217 tys. Czesi mogą pochwalić się wskaźnikiem robotyzacji na poziomie 93.

IFR prognozuje jednak, że Polska w najbliższych latach będzie gwałtownie podnosić poziom robotyzacji, nawet wtempie 20 proc. rocznie. To głównie za sprawą branży motoryzacyjnej, która coraz chętniej lokuje swoje fabryki i linie montażowe w naszej części Europy, a tym samym wzmaga presję na robotyzację.

Do pracy robotów stopniowo przekonuje się rolnictwo. Maszyny coraz częściej wyręczają rolników i hodowców bydła. W tym roku jeden z liderów branży świętował wypuszczenie na rynek 20­‑tysięcznego robota wykorzystywanego do dojenia krów. Powoli rozwija się rynek robotów używanych w medycynie. Rękę na pulsie tej branży trzyma m.in. Google, który w kooperacji z jednym z potentatów rynku medycznego pracuje nad własnym robotem medycznym.

Ekonomia na żądanie dominuje

Tym, czym dla zmian w produkcji stała się robotyzacja, tym dla sektora usług są dziś aplikacje mobilne, za którymi stoi koncepcja tzw. ekonomii na żądanie. Zaczęło się od Ubera. Tak przyjął się termin „uberyzacja”, oznaczający nie tylko zmianę technologiczną, ale przede wszystkim społeczno­‑ekonomiczną. Ekonomia na żądanie pozwala dostarczać usługi w momencie zgłoszenia na nie zapotrzebowania. Jeszcze kilkanaście lat temu to internet dawał, tak klientom, jak i dostawcom usług, możliwość korzystania z serwisów ogłoszeniowych. Drugim etapem na drodze do uberyzacji stało się włączenie w ten proces społeczności, które oceniały i polecały usługi oraz produkty.

Aplikacje i e­‑biznesy oparte na modelu Ubera to kolejny krok pozwalający na szybszy dostęp i lepsze wykorzystanie usług. Oprócz natychmiastowej dostępności uproszczeniu uległ proces szukania ofert. Cała wymiana odbywa się za pośrednictwem smartfona. Do tego dochodzi standaryzacja usług niezależnie od ich lokalizacji. Z Uberem próbują walczyć korporacje taksówkarskie na całym świecie. Podobnie jak hotelarze z popularną aplikacją Airbnb pośredniczącą w wyszukiwaniu noclegów u prywatnych właścicieli. Jednak nowej fali raczej nie zatrzymają, bo kolejne aplikacje zmieniają model funkcjonowania usług w coraz większej liczbie branż, tj. rynek pracy (Elance­‑oDesk, PeoplePerHour, SuperTasker, Job Square), sprzedaż (Karosso, Beepi), usługi drobne (Washio, FlyCleaners, Massagio), dostarczanie jedzenia (Foodler, Grubhub, SpoonRocket, Rebel).

Firma Sedlak&Sedlak policzyła niedawno wzrost nakładów na start­‑upy w ramach modelu ekonomii na żądanie. Od 2013 do 2015 roku finansowanie tego typu przedsięwzięć wzrosło z 672 mln do 3,7 mld dolarów. Polskie start­‑upy też wpisują się w nowy trend zmieniający rynek usług.

Na czele tego peletonu znajduje się dziś aplikacja Job Square, która chce być Tinderem rynku pracy. Łączy ona prostotę randkowej aplikacji i filozofię Ubera, dając możliwość natychmiastowego kontaktu pracodawcy z potencjalnym pracownikiem i ograniczając cały proces rekrutacji do rozmowy telefonicznej, a do tego jest darmowa. Aplikacja stała się konkurencją dla tradycyjnych agencji pracy. W niespełna rok pozyskała ponad 100 tys. użytkowników z Polski i Ukrainy. Co znamienne, w kieszonkową agencję pracy zainwestowali ludzie związani z największą agencją pracy w Polsce i całej Europie Środkowej. Być może wiedzą, że zmiana jest nieuchronna.

Tomasz Wojciechowski
Job Square